3 października 2014, Posiadłość Heartfiliów
Przez potężne okna, zdobiące malownicze ściany korytarza, padały ostatnie promienie zachodzącego Słońca. Na horyzont wstępował srebrzysty księżyc, z każdą minutą stając się co raz wyraźniejszy. Niebo płonące ognistymi barwami, zalewała fala nocnych kolorów.
Jego ciche kroki rozbrzmiewały echem w ogromnym wnętrzu budynku. Obrazy warte tysiące obwieszały mury, dodając im elegancji oraz wyrafinowanego szyku. Dom na miarę królewskiego pałacu. Jednak nie słysząc nikogo czujesz się samotny, jedyny. Niewiele znaczący w tej olbrzymiej przestrzeni.
Przez uchylone drzwi dostrzegł niemalże pusty pokój. Przypominał salę balową, wybudowaną w neorokokowym stylu. Zbudowana na planie koła. Parkiet w drewnianym kolorze złotej czereśni, przyozdobiony na samym środku rozetą z naturalnego buku. Boazeryjne ściany z, pokrytymi dukatowym złotem, sztukatorskimi elementami. Portiery okienne z lambrekinami, wykonane z atłasów dostosowanych kolorystycznie do wystroju wnętrza. Okna z witrażowymi przeszkleniami. Pozłacane kinkiety i żyrandol, pochodzące z identycznego wzoru. Marmurowy kominek, będący bardziej ozdobą niż źródłem ciepła, również znajdował swoje miejsce przy jednej ze ścian. Wiszące nad nim, bogato zdobione, lustro odbijało szlachetny krajobraz wnętrza. Na samym środku sali stał drewniany fortepian w kolorze wenge. Uniesiona nakrywa odsłaniała struny, dając szansę na podziwianie tańca wykonywanego przez nie podczas grania. Artystycznie wykrojone wzory na stojaku, gdzie artysta kładzie swe nuty. Złocone napisy i poszczególne elementy dopełniały jego szlachetność i piękno.
Powoli wszedł do pomieszczenia, idąc w stronę instrumentu. Opuszkami palców musnął delikatną strukturę, niepewnie siadając przy klawiszach. Z wahaniem zaczął grać znaną sobie melodię, podążając wzrokiem za palcami, które same wędrowały po czarno-białej ścieżce. Ponownie poczuł jej gładkie dłonie, prowadzące dziecięce rączki ku sztuce.
Powoli wszedł do pomieszczenia, idąc w stronę instrumentu. Opuszkami palców musnął delikatną strukturę, niepewnie siadając przy klawiszach. Z wahaniem zaczął grać znaną sobie melodię, podążając wzrokiem za palcami, które same wędrowały po czarno-białej ścieżce. Ponownie poczuł jej gładkie dłonie, prowadzące dziecięce rączki ku sztuce.
- Spróbuj, Natsu. - Załapała dłoń syna, kierując ją na odpowiednie klawisze. Opatulała go smukłymi ramionami, obdarowując poczuciem rodzicielskiego ciepła.
Twarz chłopczyka przyozdobił szeroki uśmiech, oddający młodej twarzy pewnego rozświetlenia, wywołującego pożar uczuć w sercu. Prowadząc jego dłonie przez czarno-białą ścieżkę melodii, pozwoliła wkroczyć w piękny świat artysty.
Powolna, choć wywoływała szybsze bicie serca. Spokojna, a sprawiała że pragniesz więcej. Smutna, a jednak powodowała pozytywne, radosne odczucia. Na swój sposób - magiczna.
- Pięknie. - Za plecami usłyszał spokojny głos Layli. Pojedynczymi krokami zawitała do sali. Jej młodo wyglądające lico przyozdabiał delikatny, niczym aksamit, uśmiech. Blond włosy upięte w eleganckiego koka, dodawały jej poważnego wyglądu. Nie odwrócił się, by zaszczycić ją swym spojrzeniem. Nie teraz, kiedy wspomnienia zapanowały nad jego skamieniałym sercem, znajdując pojedyncze pęknięcia. W zielonych tęczówkach zagubiła się pewna dawno zaginiona barwa tęsknoty, spokoju, dopełniona przeszłością. - Ta sala jest wyjęta z XIX wieku. Kiedy tu wchodzę, mam wrażenie że otwieram ogromną księgę przeszłości. Widzę te przepiękne suknie, uszyte z najmniejszą dokładnością. Spojrzenia, ruchy, słowa godne prawdziwej szlachty. Czasy choć piękne, jakże niesprawiedliwe.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, na sam koniec zatrzymując wzrok na Dragneelu. Nie wypowiedział ani jednego słowa, wysłuchując spokojnego głosu kobiety. Długie palce drażniły dotykiem klawisze, z wrażliwością i wahaniem, nie pozwalając wydać żadnego dźwięku. Przymrużył powieki, obserwując ozdobioną tatuażem dłoń.
- Wydawano cię za mąż, chociaż nie kochałaś. Jakby twoje uczucia nie miały żadnego znaczenia. Czytałeś Annę Kareninę?
Zamknięta w klatce obowiązku. Spętana łańcuchami przeznaczenia, skutymi nie przez los, a najbliższych ludzi. Oglądasz świat zza krat bólu i smutku, nakładając maskę szczęścia i dostatku. A jednak - twe kruche serce krwawi, spragnione namiętności, delikatności, nieznanego uczucia. Jak więzień, jak skazaniec - nigdy nie zaznasz wolności.
- Czytałem. Romans, który zszokował cały kraj. - Odparł głębokim tonem.
- Piękna, młoda kobieta która stroni od wszystkiego co uznawało się za dobrą rozrywkę. Pełnij jedynie swój obowiązek. A kiedy pojawia się hrabia Aleksy, wprowadza w jej życie namiętność, jakiej nigdy nie zaznała. I zniszczenie, którego nie da się cofnąć.
Czujesz jak iskra podąża po twym bladym licu, pozostawiając za sobą rumiany ślad. W każdym dotkniętym skrawku, odczuwasz rozprzestrzeniające się ciepło. Pragniesz, by sięgnęła swego źródła. Rosła, rosła i rosła. Aż z małej iskry rozpali się pożar.
- Uczucie, które od początku było skazane na potępienie. Uczucie, dla którego Anna poświęciła wszystko. Łącznie ze swym życiem.
Żelazne liny pękają, kajdany rozsypują się w miniaturowe cząsteczki. Unosisz się na własnych, odrętwiałych nogach stawiając pierwsze kroki. Podążasz przez, rozszczepione siłą, metalowe kraty więzienia. Wypełnia cię euforia. Wdychasz zapach wolności, radując się każdą chwilą. Jednakże to wszystko jest jedynie iluzją.
Mimo wolności, jesteś więźniem - opuszczając klatkę, pędzisz ku egzekucji.
- Wiesz co najbardziej podobało mi się w tej książce? - Zadała pytanie, opierając się przedramionami o kant fortepianu. Różowowłosy przeniósł na nią swój wzrok, oczekując na
odpowiedź. - Miłość nigdy nie pyta "dlaczego".
Rozejrzała się po pomieszczeniu, na sam koniec zatrzymując wzrok na Dragneelu. Nie wypowiedział ani jednego słowa, wysłuchując spokojnego głosu kobiety. Długie palce drażniły dotykiem klawisze, z wrażliwością i wahaniem, nie pozwalając wydać żadnego dźwięku. Przymrużył powieki, obserwując ozdobioną tatuażem dłoń.
- Wydawano cię za mąż, chociaż nie kochałaś. Jakby twoje uczucia nie miały żadnego znaczenia. Czytałeś Annę Kareninę?
Zamknięta w klatce obowiązku. Spętana łańcuchami przeznaczenia, skutymi nie przez los, a najbliższych ludzi. Oglądasz świat zza krat bólu i smutku, nakładając maskę szczęścia i dostatku. A jednak - twe kruche serce krwawi, spragnione namiętności, delikatności, nieznanego uczucia. Jak więzień, jak skazaniec - nigdy nie zaznasz wolności.
- Czytałem. Romans, który zszokował cały kraj. - Odparł głębokim tonem.
- Piękna, młoda kobieta która stroni od wszystkiego co uznawało się za dobrą rozrywkę. Pełnij jedynie swój obowiązek. A kiedy pojawia się hrabia Aleksy, wprowadza w jej życie namiętność, jakiej nigdy nie zaznała. I zniszczenie, którego nie da się cofnąć.
Czujesz jak iskra podąża po twym bladym licu, pozostawiając za sobą rumiany ślad. W każdym dotkniętym skrawku, odczuwasz rozprzestrzeniające się ciepło. Pragniesz, by sięgnęła swego źródła. Rosła, rosła i rosła. Aż z małej iskry rozpali się pożar.
- Uczucie, które od początku było skazane na potępienie. Uczucie, dla którego Anna poświęciła wszystko. Łącznie ze swym życiem.
Żelazne liny pękają, kajdany rozsypują się w miniaturowe cząsteczki. Unosisz się na własnych, odrętwiałych nogach stawiając pierwsze kroki. Podążasz przez, rozszczepione siłą, metalowe kraty więzienia. Wypełnia cię euforia. Wdychasz zapach wolności, radując się każdą chwilą. Jednakże to wszystko jest jedynie iluzją.
Mimo wolności, jesteś więźniem - opuszczając klatkę, pędzisz ku egzekucji.
- Wiesz co najbardziej podobało mi się w tej książce? - Zadała pytanie, opierając się przedramionami o kant fortepianu. Różowowłosy przeniósł na nią swój wzrok, oczekując na
odpowiedź. - Miłość nigdy nie pyta "dlaczego".
♦
Kąciki ust wygięły się w delikatnym uśmiechu. Przejechała palcami po drewnianych drzwiach, spoglądając przez niewielką szparę na dwie osoby bliskie jej sercu. Ta piękna melodia wciąż grała wewnątrz umysły Heartfilii. Miała ochotę podejść do partnera, ująć go za silne dłonie i płynąć po parkiecie. Całować, pieścić, dotykać, rozkoszować się doskonałym ciałem zabójcy. Mieć go tylko dla siebie i powiedzieć czule kocham cię.
Odsunęła się od sali, ruszając w stronę swego pokoju. Zarzuciła blond włosy na jedno ramię, przeczesując je wypielęgnowanymi paznokciami.
Piosenka, do której tańczyła na balu, słowa Layli oraz melancholijna kołysanka Natsu przeplatały się nierówną linią melodyczną, nie dając o sobie zapomnieć.
Podczas gdy Lafee śpiewała "Dlaczego to mnie kochasz?" Lucy zadawała takie samo pytanie ukochanemu. Zawsze uśmiechał się do niej szarmancko, muskał szorstkim dotykiem, namiętnie lub czule całując. Teraz rozumiała co chciał jej przekazać.
Miłość nigdy nie pyta "dlaczego".
♦ ♦ ♦
4 października 2014, Hotel Shibuya, Tokio
Otworzyła powoli zaspane oczy, mając przed sobą najcudowniejszy widok, jakiego mogła zapragnąć. Jego kuszące, lekko uchylone usta owiewały jej twarz gorącym oddechem, przydługa grzywka niesfornie opadała na czoło, zaś drżące powieki, okalał sen. Wyglądał młodo i beztrosko - nie mogła oderwać od niego wzroku. Był jak dzieło sztuki, warte miliony, a jednak pozostawał bezcenny. Silne ramiona miażdżyły ją w opiekuńczym uścisku, a zwinne palce muskały dotykiem zgięcie pleców. Ich nogi były splątane, zupełnie jakby usiłowali stać się jednością.
Rzadko mogła podziwiać go w tak inspirującej odsłonie, dlatego napawała się każdą mijającą sekundą. Zerknęła na zegarek, który wskazywał trzecią w nocy. Przez ogromne okno wpadały pojedyncze promienie Słońca, które stopniowo wyłaniało się znad majestatycznych i potężnych budowli, jakie budowały Tokyo. Opuszkami palców musnęła kość policzkową Dragneela, wyginając kąciki ust ku górze w geście delikatnego uśmiechu.
Lucy stała w kuchni szykując pobudzającą kawę na dzień dobry, ze zdrowo smażonymi naleśnikami z dodatkami owoców. Miała na sobie starą koszulkę Dragneela i czarne, koronkowe majtki. Postawiła śniadanie przy barku, by mogli zasiąść na wysokich krzesłach, po czym udała się do sypialni w celu obudzenia ukochanego. Jej bose stopy nie wydawały żadnych odgłosów podczas przemieszczania się. Zachichotała, kiedy oczom blondynki ukazał się wciąż śpiący Natsu. Kołdra ledwo sięgała jego bioder, włosy były jeszcze bardziej potargane niż zazwyczaj, a sam chłopak rozwalił się niemal na całym łóżku.
- Panie Dragneel, czas wstawać. - Wyszeptała, tworząc barierę ze swych nóg i rąk. Zawisła nad nim na czworaka, wpatrując się w jakże przystojną twarz. Nie spodziewała się, iż różowowłosy chwyci ją w ramiona i szybko zmieni pozycję, przygwożdżając ją do łóżka.
- Dzień dobry. - Ściszył głos, złączając ich usta w porannym pocałunku. Wplątała palce w rozmierzwione włosy, rozkoszując się doskonałym smakiem ust kochanka.
- Chodź na śniadanie. - Cmoknęła go w nos, ani na chwilę nie pozbywając się uśmiechu. Chłopak wypuścił ociężale powietrze z ust, wyginając kąciki ust ku górze. Kochała go takiego - kiedy się uśmiechał wyglądał młodo, przepięknie, beztrosko i jeszcze bardziej seksownie.
Siadł przy "barze", pociągając duży łyk pobudzającej kofeiny. To dokładnie to, czego potrzebował. Przeczesał długimi palcami włosy, uważnie obserwując każdy ruch blondynki. Wziął pierwszy kęs przepysznie usmażonych naleśników, wprost rozpływających się w ustach a owocowe dodatki sprawiły, iż ich smak był jeszcze bardziej urozmaicony.
- Przepyszne. - Westchnął zafascynowany tym rajem dla podniebienia.
- A spróbowałbyś powiedzieć, że smakuje inaczej. - Zażartowała stopniowo pozbywając się swojej porcji. Dragneel wydobył z siebie perlisty śmiech, wywołując tym drobnym gestem motyle w brzuchu ukochanej.
- O której zaczynasz zajęcia? - Zapytał spoglądając na Heartfilię wzrokiem przepełnionym troską, miłością i milionem gorących uczuć.
- O dziewiątej...rany! Jak mi się nie chce! - Przeciągnęła się, rozprostowując wszystkie kości. Ziewnęła przeciągle, chwytając kubek kawy. Upiła niepełny łyk, czując przepyszne drobinki kofeiny pieszczące kubki smakowe.
Dragneel zaśmiał się, chowając pusty talerz do zmywarki. Przetarł twarz dłonią, zahaczając o szorstki zarost.
- Zawiozę cię, a później pojadę załatwić pewne sprawy. Zadzwoń jak skończysz, to przyjadę. - Zaproponował przeczesując włosy palcami. Dziewczyna jedynie skinęła głową, również chowając naczynia "do mycia". Stanęła przed Dragneelem, składając delikatny pocałunek na podbródku. Dłonią powędrowała na umięśnione ramię, przez szczupłą talię, aż spoczęła na twardym brzuchu.
- Zagrasz kiedyś dla mnie? - Wyszeptała.
Ujął brodę dziewczyny w dwa palce - kciuk i wskazujący - unosząc ku górze. Otarł ich usta o siebie, z precyzją złączając w pocałunek. Oparła ręce o biodra Salamandra, nie potrafiąc odmówić namiętnych pieszczot. Potrafił ją skusić słowem, gestem, spojrzeniem - jest pokusą, której nie sposób się oprzeć.
- Zbieraj się. - Rozkazał odgarniając blond pasmo za ucho. Musnął wargami czoło Heartfilii.
- Dobrze, proszę pana. - Zaśmiała się, wykonując polecenie.
♦ ♦ ♦
- Panie Dragneel, czas wstawać. - Wyszeptała, tworząc barierę ze swych nóg i rąk. Zawisła nad nim na czworaka, wpatrując się w jakże przystojną twarz. Nie spodziewała się, iż różowowłosy chwyci ją w ramiona i szybko zmieni pozycję, przygwożdżając ją do łóżka.
- Dzień dobry. - Ściszył głos, złączając ich usta w porannym pocałunku. Wplątała palce w rozmierzwione włosy, rozkoszując się doskonałym smakiem ust kochanka.
- Chodź na śniadanie. - Cmoknęła go w nos, ani na chwilę nie pozbywając się uśmiechu. Chłopak wypuścił ociężale powietrze z ust, wyginając kąciki ust ku górze. Kochała go takiego - kiedy się uśmiechał wyglądał młodo, przepięknie, beztrosko i jeszcze bardziej seksownie.
Siadł przy "barze", pociągając duży łyk pobudzającej kofeiny. To dokładnie to, czego potrzebował. Przeczesał długimi palcami włosy, uważnie obserwując każdy ruch blondynki. Wziął pierwszy kęs przepysznie usmażonych naleśników, wprost rozpływających się w ustach a owocowe dodatki sprawiły, iż ich smak był jeszcze bardziej urozmaicony.
- Przepyszne. - Westchnął zafascynowany tym rajem dla podniebienia.
- A spróbowałbyś powiedzieć, że smakuje inaczej. - Zażartowała stopniowo pozbywając się swojej porcji. Dragneel wydobył z siebie perlisty śmiech, wywołując tym drobnym gestem motyle w brzuchu ukochanej.
- O której zaczynasz zajęcia? - Zapytał spoglądając na Heartfilię wzrokiem przepełnionym troską, miłością i milionem gorących uczuć.
- O dziewiątej...rany! Jak mi się nie chce! - Przeciągnęła się, rozprostowując wszystkie kości. Ziewnęła przeciągle, chwytając kubek kawy. Upiła niepełny łyk, czując przepyszne drobinki kofeiny pieszczące kubki smakowe.
Dragneel zaśmiał się, chowając pusty talerz do zmywarki. Przetarł twarz dłonią, zahaczając o szorstki zarost.
- Zawiozę cię, a później pojadę załatwić pewne sprawy. Zadzwoń jak skończysz, to przyjadę. - Zaproponował przeczesując włosy palcami. Dziewczyna jedynie skinęła głową, również chowając naczynia "do mycia". Stanęła przed Dragneelem, składając delikatny pocałunek na podbródku. Dłonią powędrowała na umięśnione ramię, przez szczupłą talię, aż spoczęła na twardym brzuchu.
- Zagrasz kiedyś dla mnie? - Wyszeptała.
Ujął brodę dziewczyny w dwa palce - kciuk i wskazujący - unosząc ku górze. Otarł ich usta o siebie, z precyzją złączając w pocałunek. Oparła ręce o biodra Salamandra, nie potrafiąc odmówić namiętnych pieszczot. Potrafił ją skusić słowem, gestem, spojrzeniem - jest pokusą, której nie sposób się oprzeć.
- Zbieraj się. - Rozkazał odgarniając blond pasmo za ucho. Musnął wargami czoło Heartfilii.
- Dobrze, proszę pana. - Zaśmiała się, wykonując polecenie.
♦ ♦ ♦
Granatowe, luźniejsze spodnie, zwężane ku kostkom doskonale komponowały się z czarnymi litami na brązowym obcasie. Biała, dopasowana bluzka, idealnie eksponując kobiece walory studentki. Rękawy sięgające do łokci, pozwalały na podziwianie eleganckiego zegarka od Jordana Kerra. Ciemnobrązowy, skórzany pasek, srebrna obramówka z tarczą w kolorze ecru. Przy dekolcie trzy, niewielkie guziczki. Blond włosy upięte w niedbałego koka. Czekoladowe tęczówki otoczone wachlarzem wytuszowanych, gęstych rzęs. Ruchoma część powieki pomalowana beżowym, lekko mieniącym się cieniem.
Siedziała na miejscu pasażera, przeglądając notatki z ostatnich wykładów. Kątem oka zerknęła na, prowadzącego samochód, Dragneela.
Ciemne, proste jeansy w komplecie z białym t-shirtem oraz czarną, sportową kurtką doskonale pasowały do tego samego koloru półbutów. Podwinięte rękawy pozwalały na podziwianie charakterystycznego tatuażu.
Ich milczenie przerywało ciche granie radia, z którego dobiegał głos Beyonce zawodzącej smętnie utwór "1+1".
Skupienie przerwał dzwonek telefonu różowowłosego. Spojrzał na wyświetlacz, jedną ręką trzymając kierownicę.
- Co jest? - Zapytał stanowczo, wysłuchując głosu znajomego. - No mam niby po drodze i...No...Ale gdzie? - Milczał przez kilkadziesiąt sekund. - Pod twoje nazwisko czy...Dobra...No...I zawieść jej to od razu?...Nie ma sprawy. - Zaśmiał się krótko, zatrzymując samochód na sygnał czerwonego światła. - No to na razie. - Zakończył połączenie, chowając urządzenie do kieszeni.
- Kto dzwonił? - Wyciągnęła zeszyt A5, z czarnej, skórzanej torebki, szukając odpowiednich zapisków.
- Jellal. Dostał nagłe zlecenie i prosił, żebym coś zawiózł Erzie. - Wyjaśnił, opierając przedramię o uchyloną szybę. Wypuścił powoli powietrze z ust, ruszając za zgodą zielonego sygnalizatora.
- Kto dzwonił? - Wyciągnęła zeszyt A5, z czarnej, skórzanej torebki, szukając odpowiednich zapisków.
- Jellal. Dostał nagłe zlecenie i prosił, żebym coś zawiózł Erzie. - Wyjaśnił, opierając przedramię o uchyloną szybę. Wypuścił powoli powietrze z ust, ruszając za zgodą zielonego sygnalizatora.
- Pozdrów ją ode mnie. -Poprosiła, podnosząc z podłogi upuszczoną kartkę. - Kiedy wracasz do pracy?
- Kiedy dostanę odpowiednie zlecenie.
Skręcił na parking uczelni, zajmując wolne miejsce. Wysiadł razem z Lucy, wyciągając papierosa i zapalniczkę.
Poprawiła czarny, zamszowy płaszcz, sięgający zakończenie ud. Schowała wszystkie zapiski, zamykając torebkę. Jasnoszary dym rozmył się tuż obok jej głowy, co spowodowało iż przeniosła wzrok na partnera. Wolałaby zostać z Dragneelem, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że nie pozwoli jej zostać w domu. Zbyt dużą wagę przywiązywał do jej edukacji.
- To dam znać o której kończę. - Uśmiechnęła się ciepło, całując różowowłosego w policzek.
- Dobrze. - Rzucił papierosa na ziemię, by ucałować czoło Heartfilii. - Pa. - Odprowadził blondynkę wzrokiem, póki nie weszła do budynku. Dopiero wtedy był pewien, że może odjechać. Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.
- To dam znać o której kończę. - Uśmiechnęła się ciepło, całując różowowłosego w policzek.
- Dobrze. - Rzucił papierosa na ziemię, by ucałować czoło Heartfilii. - Pa. - Odprowadził blondynkę wzrokiem, póki nie weszła do budynku. Dopiero wtedy był pewien, że może odjechać. Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.
♦
Mechanik "Rakuen no Tou", Tokyo
- Dobry! - Krzyknął wchodząc do warsztatu, gdzie pracowała Erza Scarlet. Rozejrzał się po pomieszczeniu, poszukując szkarłatnych włosów. Chwycił w dłoń klucz francuski, uderzając nim o metalowy stół, na którym panował kompletny nieład. Głośny brzdęk rozniósł się, denerwującym echem, niemal w całym warsztacie. Potarł kark, słysząc dobrze znane kroki.
Grafitowy, znoszony strój mechanika, opuszczony do bioder. Biała, krótka bokserka umorusana smarem. Ciemno-beżowe, wyjątkowo wytrzymałe damskie buty, przeznaczone do chodzenia w trudnym terenie. Szkarłatne pasma związane w niedbałego, wysokiego kucyka.
Uśmiechnęła się na widok przyjaciela, wycierając zapracowane dłonie. Cmoknęła Dragneela w policzek, na powitanie, rzucając ścierkę na stół.
- Dostawa dla panny Scarlet.
Wyjął z bagażnika samopowtarzalny, wielokalibrowy karabin wyborowy, skonstruowany w amerykańskiej firmie Barrett. Karbowana i podłużnie żłobiona lufa, na końcu której zamontowano dwukomorowy hamulec wylotowy, zmniejszający odrzut karabinu. Szyna montażowa najnowszej wersji, pozwalająca na zamontowanie każdego celownika zgodnego z normami NATO. Dodatkowo wyposażony w kolbę z podporą tylną. Magazynek pudełkowy, zawierający dziesięć naboi.
Oczy zabójczyni zabłysły na widok Barretta M82A3, uznawanego za najniebezpieczniejszą broń snajperską. Odebrała "prezent" od Salamandra. Gdyby mogła, od razu przetestowałaby skuteczność nowej zdobyczy.
- O rany! Dzięki! Już myślałam, że się nie doczekam!
Zachichotał na reakcję przyjaciółki. Czasem potrafiła być naprawdę słodka i urocza, ale lepiej nie mówić tego na głos. Albo się zarumieni, albo przestrzeli ci głowę.
- Nie ma żadnych zleceń? - Westchnął ociężale, wyciągając ostatniego Black Devila. Wydał z siebie jęk zaniedowolenia na ten fakt.
- Gra się zaczęła. Ludzie wyczuwają zagrożenie, więc liczba zleceń drastycznie spadła. - Ton Tytanii był poważny, wyrażał pewność siebie oraz dumę godną królowej.
- Mimo wszystko...jest za cicho. - Odchylił, delikatnie, głowę w tył wypuszczając obłok nikotynowego dymu z ust.
Każdy z nich, choć wydawał się spokojny - była to jedynie sceniczna maska. Niepewność, strach, obawa, tęsknota - wypełniały ich skołatane myśli. Z chwilą rozpoczęcia gry powróciły wszelakie wspomnienia, przeciążone bólem, rozpaczą oraz goryczą.
- Dobra, ja spadam. Trzymaj się i uważaj. - Objął ją po przyjacielsku, trzymając fajkę wargami.
- Ty też. - Odparła ciepłym tonem.
- A i Lucy cię pozdrawia! - Krzyknął na odchodne, wsiadając do samochodu.
- Dziękuję! Też ją pozdrów!
Uśmiechnął się pod nosem, odpalając silnik.
Każdy z nich, choć wydawał się spokojny - była to jedynie sceniczna maska. Niepewność, strach, obawa, tęsknota - wypełniały ich skołatane myśli. Z chwilą rozpoczęcia gry powróciły wszelakie wspomnienia, przeciążone bólem, rozpaczą oraz goryczą.
- Dobra, ja spadam. Trzymaj się i uważaj. - Objął ją po przyjacielsku, trzymając fajkę wargami.
- Ty też. - Odparła ciepłym tonem.
- A i Lucy cię pozdrawia! - Krzyknął na odchodne, wsiadając do samochodu.
- Dziękuję! Też ją pozdrów!
Uśmiechnął się pod nosem, odpalając silnik.
♦
Godziny szczytu w Tokyo, doskonale przedstawiały jego piękno, niesamowitość. Zniszczone w czasie wojny, przez amerykańskie naloty, miasto ze zróżnicowaną, miejscami chaotyczną zabudową. Wielkie drapacze chmur sąsiadujące z niską, gęstą zabudową małych domków i wąskich uliczek. Mnóstwo wielkich domów handlowych, jak i małych butików świetnie zaopatrzonych we wszystkie towary, a także orientalne bazary. Ogromne ilości samochodów, zapychających ruchliwe ulice miasta. Tysiące ludzi, gnających w znanym sobie kierunku, nie zatrzymujących kroku nawet na moment.
Stanął na czerwonych światłach, przykładając palce do skroni. Wpatrywał się w ślepy punkt. Westchnął cicho, wyciągając plik kartek i dokumentów ze schowka. Prędko nie ruszy, więc miał sporo czasu.
Czytanie przerwał mu, po raz kolejny dzisiaj, dzwonek telefonu.
- Słucham? - Jego ton był stanowczy i poważny.
- Natsu możesz przyjechać? Potrzebuje pomocy. - W słuchawce rozbrzmiał podenerwowany głos Cany.
- Co się... - Zastanowił się chwilę. Sądząc po tonie Alberony nie było czasu na zbędne pytania. - Gdzie?
Wrzucił dokumenty do schowka, bacznie obserwując sygnalizację. Będzie musiał nagiąć przepisy drogowe.
- Victin Street.
Zmarszczył brwi, słysząc tą nazwę. Okolica nazywana Ulicą Ofiar - najniebezpieczniejsza, najgorsza miejscowość. Czarny rynek, krwawe zbrodnie, brudne interesy. Właśnie z tego była znana Victin Street. Każdy, kogo przeraża przestępczy świat, kto chce żyć spokojnie - trzyma się z dala od tego miejsca.
- Zaraz będę. - Kiedy błysło zielone światło, z impetem nacisnął pedał gazu, omal nie zderzając się z innym samochodem. Mimo wszystko zachował koncentrację i spokój. Gwałtownie skręcił w prawo, nawet nie zważając na znaki drogowe, sygnalizację, bezpieczeństwo. W ostatniej chwili uniknął stłuczki z ciężarówką. Z piskiem opon wjechał w jedną z uliczek, wypatrując szatynki.
Obcisłe, ciemnogranatowe spodnie, eksponujące długie nogi wraz z czarnymi kozakami na grubym obcasie, ułatwiającymi ewentualną ucieczkę i szybkie przemieszczanie się. Szara, luźniejsza bluzka, z kieszonką na piersi kontrastowała z czarną, skórzaną kurtkę. Brązowe fale luźno opadały na plecy i piersi, prawie sięgając pasa. Długie rzęsy, wyraźnie podkreślone tuszem oraz eyelinerem, podążającym za naturalną linią powieki.
- Wsiadaj! - Zatrzasnęła drzwi, cała zdyszana. Dragneel od razu ruszył w dalszą drogę, wtapiając się w ciągły ruch uliczny. Kątem oka spojrzał na przyjaciółkę, żądając wyjaśnień.
- Miałam zdobyć informacje o facecie, który podobno handluje bronią i ma wtyki w Rosji. Reszta zlecenia miała być dla ciebie.
- Pozbyć się tego kolesia? - Uniósł jeden kącik ust ku górze, w krzywym uśmiechu.
- Nie. Jego paru klientów. - Zaskoczyła różowowłosego.
- Przecież to nie ma sensu. - Nie odrywał wzroku od drogi. W każdej chwili mogli zostać zaatakowani.
- Tutaj mam wszystkie potrzebne informacje. - Pokazała niewielki plik, trzymając przedmiot w dwóch palcach. - Co z tego, że zabijesz handlowca, skoro główne zagrożenie stanowią kupcy.
- W sumie...pozbywając się ich zdobędę więcej informacji, równocześnie likwidując zagrożenie. Zaś on, tracąc klientów, powoli zadłuży się u swojego "szefa", a kiedy nadejdzie czas zapłaty...oni sami wystawią się na strzał.
Alberona uśmiechnęła się, unosząc dumnie głowę.
- A jednak jesteś inteligenty. - Dogryzła przyjacielowi, na co ten zachichotał, równocześnie ciesząc się na zlecenie. - Uważaj! - Krzyknęła ostrzegawczo, dzięki czemu Dragneel w ostatniej chwili uniknął wgniecenia lewego boku samochodu. Tracąc panowanie nad pojazdem, cudem ominął przechodniów. Zahamował gwałtownie, przez co pasy pozbawiły go chwilowego oddechu, tak samo jak Canę.
- Kto to kurwa był? - Warknął zduszonym głosem, kaszląc. Rozmasował obolały kark, zwracając wzrok na fioletowooką. - Nic ci nie jest?
- Nie. - Odparła, rozglądając cię dookoła. - Raven Tail. - Odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Salamandra, przypominając sobie sprawcę wypadku.
Zacisnął zęby, napinając wszystkie mięśnie. Uderzył dynamicznie w kierownicę, czując rozsadzające go nerwy.
Otrząsnęła się ze wspomnień, nie spuszczając wzroku z różowowłosego. Jego imię, nazwisko, wiek, przywileje, zainteresowania - przez długi czas były tajemnicą, zupełnie jak on. Nazywany pianistą, pozostawał jedynie kochankiem wśród melodii.
- Macie ich wszystkich znaleźć i powystrzelać. Tak jak zawsze, bez świadków, bez śladów. - Zmierzył ich stanowczym spojrzeniem Mastera, chcąc zapewnić, iż to on posiada władzę. Mężczyźni skinęli głowami w geście zgody, odbierając odpowiednie dokumenty. - I jeszcze jedno. Macie to przeżyć!
Rozkaz wydany nie jako szef, lecz troskliwy opiekun. Szorstki ton rozkazu, krył czułość prośby zwróconej do Boga.
Pewnym krokiem, z delikatnymi uśmiechami, wyszli z siedziby Fairy Tail gotowi na wykonanie zadania. Nowe niebezpieczeństwo, nowe wyzwania, po stokroć większe niebezpieczeństwo. Zlecenia podczas gry są jak wędrówka ku egzekucji.
Jednakże - czy taka kara może spotkać jego twórcę?
- Erza. Przypilnuj ich. - Oparł czoło o splecione palce, przymrużając powieki. Ile ich zginie? Jak wielkie poniosą straty? Jak zakończy się kolejna gra?
- Tak jest. - Uśmiechnęła się zmysłowo, płynnym ruchem tworząc piruet. Dumnym krokiem ruszyła ku wyjściu, odgarniając szkarłatne pasmo za ucho.
Czas zatańczyć do zupełnie innej melodii, niż tej która poprowadziła ją ku koronie królowej.
Wrzucił dokumenty do schowka, bacznie obserwując sygnalizację. Będzie musiał nagiąć przepisy drogowe.
- Victin Street.
Zmarszczył brwi, słysząc tą nazwę. Okolica nazywana Ulicą Ofiar - najniebezpieczniejsza, najgorsza miejscowość. Czarny rynek, krwawe zbrodnie, brudne interesy. Właśnie z tego była znana Victin Street. Każdy, kogo przeraża przestępczy świat, kto chce żyć spokojnie - trzyma się z dala od tego miejsca.
- Zaraz będę. - Kiedy błysło zielone światło, z impetem nacisnął pedał gazu, omal nie zderzając się z innym samochodem. Mimo wszystko zachował koncentrację i spokój. Gwałtownie skręcił w prawo, nawet nie zważając na znaki drogowe, sygnalizację, bezpieczeństwo. W ostatniej chwili uniknął stłuczki z ciężarówką. Z piskiem opon wjechał w jedną z uliczek, wypatrując szatynki.
Obcisłe, ciemnogranatowe spodnie, eksponujące długie nogi wraz z czarnymi kozakami na grubym obcasie, ułatwiającymi ewentualną ucieczkę i szybkie przemieszczanie się. Szara, luźniejsza bluzka, z kieszonką na piersi kontrastowała z czarną, skórzaną kurtkę. Brązowe fale luźno opadały na plecy i piersi, prawie sięgając pasa. Długie rzęsy, wyraźnie podkreślone tuszem oraz eyelinerem, podążającym za naturalną linią powieki.
- Wsiadaj! - Zatrzasnęła drzwi, cała zdyszana. Dragneel od razu ruszył w dalszą drogę, wtapiając się w ciągły ruch uliczny. Kątem oka spojrzał na przyjaciółkę, żądając wyjaśnień.
- Miałam zdobyć informacje o facecie, który podobno handluje bronią i ma wtyki w Rosji. Reszta zlecenia miała być dla ciebie.
- Pozbyć się tego kolesia? - Uniósł jeden kącik ust ku górze, w krzywym uśmiechu.
- Nie. Jego paru klientów. - Zaskoczyła różowowłosego.
- Przecież to nie ma sensu. - Nie odrywał wzroku od drogi. W każdej chwili mogli zostać zaatakowani.
- Tutaj mam wszystkie potrzebne informacje. - Pokazała niewielki plik, trzymając przedmiot w dwóch palcach. - Co z tego, że zabijesz handlowca, skoro główne zagrożenie stanowią kupcy.
- W sumie...pozbywając się ich zdobędę więcej informacji, równocześnie likwidując zagrożenie. Zaś on, tracąc klientów, powoli zadłuży się u swojego "szefa", a kiedy nadejdzie czas zapłaty...oni sami wystawią się na strzał.
Alberona uśmiechnęła się, unosząc dumnie głowę.
- A jednak jesteś inteligenty. - Dogryzła przyjacielowi, na co ten zachichotał, równocześnie ciesząc się na zlecenie. - Uważaj! - Krzyknęła ostrzegawczo, dzięki czemu Dragneel w ostatniej chwili uniknął wgniecenia lewego boku samochodu. Tracąc panowanie nad pojazdem, cudem ominął przechodniów. Zahamował gwałtownie, przez co pasy pozbawiły go chwilowego oddechu, tak samo jak Canę.
- Kto to kurwa był? - Warknął zduszonym głosem, kaszląc. Rozmasował obolały kark, zwracając wzrok na fioletowooką. - Nic ci nie jest?
- Nie. - Odparła, rozglądając cię dookoła. - Raven Tail. - Odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Salamandra, przypominając sobie sprawcę wypadku.
Zacisnął zęby, napinając wszystkie mięśnie. Uderzył dynamicznie w kierownicę, czując rozsadzające go nerwy.
♦ ♦ ♦
Biuro Raven Tail, Tokyo
- On miał nie żyć! Nie potraficie nawet tego zrobić porządnie!?
Ivan uderzył dłońmi o blat. Flare wzdrygnęła się na ostry ton głosu szefa. Odwróciła wzrok, zaciskając usta w wąską linię.
- Byłam pewna, że...
- Chcesz mi wmówić, że widziałem ducha?! Macie się go pozbyć! I jego, i Fullbustera, i Scarlet! Stanowią największe zagrożenie! A później powystrzelać wszystkich! Nie chcę widzieć ani jednego skurwysyna z Fairy Tail!
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Nie mogli się sprzeciwić, wyrazić własnego zdania. Skupiali się wyłącznie na wyznaczonym celu - wyeliminowaniu wszystkich przeciwników, zaczynając od najsilniejszych. Liczy się wyłącznie wygrana.
Stań się katem lub skazańcem.
♦ ♦ ♦
Biuro Fairy Tail, Tokyo
- Natsu uspokój się. - Westchnął Makarov, wkładając zdobyty przez Alberoną plik do nowoczesnego, czarnego laptopa marki Vaio.
- Jak mam być, kurwa, spokojny?! - Krzyknął, kopiąc w krzesło, które przewróciło się z hukiem. - Najpierw ta suka próbowała mnie otruć, teraz chcieli nas rozgnieść! Nie będę czekał na następny atak, tylko pójdę tam i wszystkim rozpierdolę!
- Zamknij w końcu ryj!
Fullbuster poczuł jak przyjaciel łapie go za bluzkę i przyciska do ściany.
- Co żeś powiedział? - Warknął przez zaciśnięte zęby, uderzając brunetem o mur. Buzowały w nim emocje, nad którymi nie potrafił zapanować.
- Darciem mordy niczego nie załatwisz!
- Spokój! - Między nimi stanęła Erza, odpychając od siebie mężczyzn. Grzywka opadła na brązowe oko, dodając Tytanii dzikiego i władczego uroku. Wiedziała jak partnerzy potrafią być agresywni wobec siebie, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi śmierć. Chociaż każdy z nich posiada piękną odsłonę, w której już dawno przestał występować.
Czasem wciąż marzy, by po raz kolejny spotkać jego jako pianistę.
Przychodził tu co najmniej raz w tygodniu. Zasiadał przy ogromnym, kruczoczarnym fortepianie, który teraz pokrywały warstwy kurzu, tysiące rys. Za każdym razem jego długie palce artysty szpeciły co raz to nowsze rany. Z precyzją, spokojem grał przepiękną melodię. Skryta za zniszczonym filarem, rozkoszowała się każdą nutą, kuszącą ku charyzmatycznemu tańcu.
Jego oczy - pozbawione radości grania - przepełnione bólem, tęsknotą, strachem. A jednak dostrzegała w drgających kącikach ust finezję - godną kochanka muz.
Podziwiając go za każdym razem, pewnego dnia poniosła ją melancholia.
Stawiając jedną stopę obok drugiej, kołysząc się na palcach płynęła po zniszczonym parkiecie. Lekka jak piórko, wolna jak ptak, piękna jak królowa. Uśmiech rozświetlił młodą twarz, brązowe tęczówki błyszczały radością, szkarłatne pasma plątały się w tańcu, niczym karmazynowa rzeka. Choć majestatyczna, jakże brutalna.
Muzyka ustała, a ona zderzyła się z silnymi ramionami. Podnosząc wzrok, po raz pierwszy ujrzała jego oblicze.
- Stanie za filarem zrobiło się nudne? - Zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów. Odwzajemniła gest, zarzucając długie włosy na ramię.
- Nie znasz innych melodii, pianisto?
Emanowała dumą i siłą, której pożąda każdy śmiertelnik.
- A czy artysta nie jest znany z jednego utworu? - Nigdy nie dawał za wygraną, jeśli chodziło o wyrażanie własnego zdania. Jednakże, widząc piękne oblicze szkarłatnowłosej, na powrót usiadł przy instrumencie, kładąc palce na klawiszach. - Nie umiem czytać nut, zapisywać linii melodycznej. Dlatego gram wyłącznie tę piosenkę.
Uśmiechnęła się, naciskając wskazującym palcem biały klawisz. Drugą dłonią musnęła jego umięśnione ramię. Powędrowała spojrzeniem na rękę oszpeconą bliznami, cięciami, poparzeniami. Choć piękny, wyjątkowy - potępiony gehenną.
Efemeryczna, żywiołowa, a mimo to wciąż piękna, melodia niosła swe nuty ku nowej ścieżce. Dźwięki odbijające się od zniszczonych, filharmonijnych ścian. Frunęła po zniszczonym parkiecie, niczym wróżka tańcząca w skrytości tchnienia wiatru. Niewidzialne skrzydła niosły ją w takt magicznej kompozycji. Harmonią był taniec wśród akompaniamentu. Chaosem oni wewnątrz świata.
Czasem wciąż marzy, by po raz kolejny spotkać jego jako pianistę.
Przychodził tu co najmniej raz w tygodniu. Zasiadał przy ogromnym, kruczoczarnym fortepianie, który teraz pokrywały warstwy kurzu, tysiące rys. Za każdym razem jego długie palce artysty szpeciły co raz to nowsze rany. Z precyzją, spokojem grał przepiękną melodię. Skryta za zniszczonym filarem, rozkoszowała się każdą nutą, kuszącą ku charyzmatycznemu tańcu.
Jego oczy - pozbawione radości grania - przepełnione bólem, tęsknotą, strachem. A jednak dostrzegała w drgających kącikach ust finezję - godną kochanka muz.
Podziwiając go za każdym razem, pewnego dnia poniosła ją melancholia.
Stawiając jedną stopę obok drugiej, kołysząc się na palcach płynęła po zniszczonym parkiecie. Lekka jak piórko, wolna jak ptak, piękna jak królowa. Uśmiech rozświetlił młodą twarz, brązowe tęczówki błyszczały radością, szkarłatne pasma plątały się w tańcu, niczym karmazynowa rzeka. Choć majestatyczna, jakże brutalna.
Muzyka ustała, a ona zderzyła się z silnymi ramionami. Podnosząc wzrok, po raz pierwszy ujrzała jego oblicze.
- Stanie za filarem zrobiło się nudne? - Zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów. Odwzajemniła gest, zarzucając długie włosy na ramię.
- Nie znasz innych melodii, pianisto?
Emanowała dumą i siłą, której pożąda każdy śmiertelnik.
- A czy artysta nie jest znany z jednego utworu? - Nigdy nie dawał za wygraną, jeśli chodziło o wyrażanie własnego zdania. Jednakże, widząc piękne oblicze szkarłatnowłosej, na powrót usiadł przy instrumencie, kładąc palce na klawiszach. - Nie umiem czytać nut, zapisywać linii melodycznej. Dlatego gram wyłącznie tę piosenkę.
Uśmiechnęła się, naciskając wskazującym palcem biały klawisz. Drugą dłonią musnęła jego umięśnione ramię. Powędrowała spojrzeniem na rękę oszpeconą bliznami, cięciami, poparzeniami. Choć piękny, wyjątkowy - potępiony gehenną.
Efemeryczna, żywiołowa, a mimo to wciąż piękna, melodia niosła swe nuty ku nowej ścieżce. Dźwięki odbijające się od zniszczonych, filharmonijnych ścian. Frunęła po zniszczonym parkiecie, niczym wróżka tańcząca w skrytości tchnienia wiatru. Niewidzialne skrzydła niosły ją w takt magicznej kompozycji. Harmonią był taniec wśród akompaniamentu. Chaosem oni wewnątrz świata.
Otrząsnęła się ze wspomnień, nie spuszczając wzroku z różowowłosego. Jego imię, nazwisko, wiek, przywileje, zainteresowania - przez długi czas były tajemnicą, zupełnie jak on. Nazywany pianistą, pozostawał jedynie kochankiem wśród melodii.
- Macie ich wszystkich znaleźć i powystrzelać. Tak jak zawsze, bez świadków, bez śladów. - Zmierzył ich stanowczym spojrzeniem Mastera, chcąc zapewnić, iż to on posiada władzę. Mężczyźni skinęli głowami w geście zgody, odbierając odpowiednie dokumenty. - I jeszcze jedno. Macie to przeżyć!
Rozkaz wydany nie jako szef, lecz troskliwy opiekun. Szorstki ton rozkazu, krył czułość prośby zwróconej do Boga.
Pewnym krokiem, z delikatnymi uśmiechami, wyszli z siedziby Fairy Tail gotowi na wykonanie zadania. Nowe niebezpieczeństwo, nowe wyzwania, po stokroć większe niebezpieczeństwo. Zlecenia podczas gry są jak wędrówka ku egzekucji.
Jednakże - czy taka kara może spotkać jego twórcę?
- Erza. Przypilnuj ich. - Oparł czoło o splecione palce, przymrużając powieki. Ile ich zginie? Jak wielkie poniosą straty? Jak zakończy się kolejna gra?
- Tak jest. - Uśmiechnęła się zmysłowo, płynnym ruchem tworząc piruet. Dumnym krokiem ruszyła ku wyjściu, odgarniając szkarłatne pasmo za ucho.
Czas zatańczyć do zupełnie innej melodii, niż tej która poprowadziła ją ku koronie królowej.
♦ ♦ ♦
Hotel Shibuya, Tokyo
Lucy siedziała na kanapie czytając notatki z dzisiejszych zajęć. Przebrała się w seksowną, czarną haleczkę oraz pasujące do niej koronkowe majtki. Blond pasma spływały po kruchych ramionach, opadając na plecy i piersi.
Upiła łyk, zimnej już, herbaty Earl Grey przewracając stronę. Natsu siedział w swoim gabinecie, do którego dziewczyna nie miała wstępu. Zacisnęła usta w wąską linię, powstrzymując się przed pobiegnięciem w ową stronę. Co on ukrywał?
Przeglądał wszystkie otrzymane dokumenty, potrzebne do wykonania zlecenia. Przetarł oczy palcami, czując że wszystkie litery na ekranie zaczynają zlewać się w jedno. Wciskając jeden klawisz, w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk drukarki. Oparł policzek na dłoni, patrząc głucho w ekran laptopa.
Ulegając pokusie otworzył szufladę biurka, sięgając na samo dno. Zniszczona, wyblakła fotografia przedstawiająca piękną, różowowłosą kobietę. Ciepły uśmiech zdobiący promienne lico. Błyszczące, czarne oczy. Przejechał kciukiem po powierzchni zdjęcia, zaciskając warki w wąską linię, by po chwili ich kąciki mogły unieść się ku górze.
- Świetnie ci idzie. - Pochwaliła syna, dalej prowadząc go poprzez melodyczną ścieżkę nut kołysanki. Ucałowała chłopczyka w czubek główki, obdarowując poczuciem miłości i bezpieczeństwa.
Człowiek, nie wie kiedy nastanie koniec. Lęka się śmierci, która wyciągnie po niego swe szkaradne dłonie, owinie chłodnym oddechem i pociągnie do tańca, białego i zimnego jak kość. Koniec nastanie niespodziewanie, w najmniej oczekiwanym momencie.
- Kiedyś nauczę się grać tak ładnie jak ty! - Zapewnił pewny swego zdania z szerokim uśmiechem. Małe palce błądziły wśród czarno-białych klawiszy.
- Mam nadzieję, że jeszcze ładniej! - Odpowiedziała perlistym chichotem. Przymrużyła powieki, obserwując ukochane dziecko.
A więc graj melodię, do której taniec jest harmonią. Pianisto.
- Natsu! Natsu mogę wejść? - Obudziło go pukanie do drzwi. Pospiesznie schował zdjęcie, nie zauważając jak upada na podłogę.
- Tak. - Odparł, wracając do pracy. Posłał dziewczynie słodki uśmiech, zamykając wszelkie dokumenty. Jeśli będzie znała choć najmniejszy szczegół, będzie narażona na niebezpieczeństwo. Oparła się o biurko, krzyżując ramiona na piersi. - Nauczona? - Przejechał dłońmi po smukłej talii, rozkoszując się kuszącym wyglądem ukochanej.
- Na sześć. - Zażartowała, zarzucając ręce na szyję różowowłosego. - A ty? Skończyłeś?
- Oczywiście, co do najmniejszego szczegółu. - Sprawnym ruchem pociągnął ją na kolana, chowając głowę w zagięciu między szyją a ramieniem. - Idziemy spać?
- Możemy iść do łóżka...nie koniecznie spać. - Przeczesała palcami rozmierzwione włosy, pocierając czubkiem nosa o zarysowaną szczękę Dragneela.
- Kusząca propozycja. To dlatego ubrałaś ten strój? - Zachichotał muskając opuszkami palców nagie udo blondynki. Zadrżała pod dotykiem kochanka, delikatnie całując miękkie wargi. - Zadzwonię tylko do Graya, żeby coś uzgodnić. - Poklepał ją po biodrze, aby zeszła. Chwycił telefon, wybierając odpowiedni numer, po czym wyszedł z pokoju.
Siedziała na, ogrzanym przez Salamandra, krześle rozglądając się dookoła. Przeniosła wzrok na swoje bose stopy, badając wzrokiem podłogę. Jej uwagę przykuła prostokątna kartka spoczywająca na panelach. Schyliła się, podnosząc znalezisko.
Zmysłowym dotykiem przejechał po gładkim ramieniu, by spocząć dłonią na zagięciu między szyją a ramieniem. Długie palce pianisty muskały aksamitną skórę, niczym klawisze na swym instrumencie. Miękkie usta pieściły ciało jak melodię, graną z głębi duszy.
Upiła łyk, zimnej już, herbaty Earl Grey przewracając stronę. Natsu siedział w swoim gabinecie, do którego dziewczyna nie miała wstępu. Zacisnęła usta w wąską linię, powstrzymując się przed pobiegnięciem w ową stronę. Co on ukrywał?
Przeglądał wszystkie otrzymane dokumenty, potrzebne do wykonania zlecenia. Przetarł oczy palcami, czując że wszystkie litery na ekranie zaczynają zlewać się w jedno. Wciskając jeden klawisz, w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk drukarki. Oparł policzek na dłoni, patrząc głucho w ekran laptopa.
Ulegając pokusie otworzył szufladę biurka, sięgając na samo dno. Zniszczona, wyblakła fotografia przedstawiająca piękną, różowowłosą kobietę. Ciepły uśmiech zdobiący promienne lico. Błyszczące, czarne oczy. Przejechał kciukiem po powierzchni zdjęcia, zaciskając warki w wąską linię, by po chwili ich kąciki mogły unieść się ku górze.
- Świetnie ci idzie. - Pochwaliła syna, dalej prowadząc go poprzez melodyczną ścieżkę nut kołysanki. Ucałowała chłopczyka w czubek główki, obdarowując poczuciem miłości i bezpieczeństwa.
Człowiek, nie wie kiedy nastanie koniec. Lęka się śmierci, która wyciągnie po niego swe szkaradne dłonie, owinie chłodnym oddechem i pociągnie do tańca, białego i zimnego jak kość. Koniec nastanie niespodziewanie, w najmniej oczekiwanym momencie.
- Kiedyś nauczę się grać tak ładnie jak ty! - Zapewnił pewny swego zdania z szerokim uśmiechem. Małe palce błądziły wśród czarno-białych klawiszy.
- Mam nadzieję, że jeszcze ładniej! - Odpowiedziała perlistym chichotem. Przymrużyła powieki, obserwując ukochane dziecko.
A więc graj melodię, do której taniec jest harmonią. Pianisto.
- Natsu! Natsu mogę wejść? - Obudziło go pukanie do drzwi. Pospiesznie schował zdjęcie, nie zauważając jak upada na podłogę.
- Tak. - Odparł, wracając do pracy. Posłał dziewczynie słodki uśmiech, zamykając wszelkie dokumenty. Jeśli będzie znała choć najmniejszy szczegół, będzie narażona na niebezpieczeństwo. Oparła się o biurko, krzyżując ramiona na piersi. - Nauczona? - Przejechał dłońmi po smukłej talii, rozkoszując się kuszącym wyglądem ukochanej.
- Na sześć. - Zażartowała, zarzucając ręce na szyję różowowłosego. - A ty? Skończyłeś?
- Oczywiście, co do najmniejszego szczegółu. - Sprawnym ruchem pociągnął ją na kolana, chowając głowę w zagięciu między szyją a ramieniem. - Idziemy spać?
- Możemy iść do łóżka...nie koniecznie spać. - Przeczesała palcami rozmierzwione włosy, pocierając czubkiem nosa o zarysowaną szczękę Dragneela.
- Kusząca propozycja. To dlatego ubrałaś ten strój? - Zachichotał muskając opuszkami palców nagie udo blondynki. Zadrżała pod dotykiem kochanka, delikatnie całując miękkie wargi. - Zadzwonię tylko do Graya, żeby coś uzgodnić. - Poklepał ją po biodrze, aby zeszła. Chwycił telefon, wybierając odpowiedni numer, po czym wyszedł z pokoju.
Siedziała na, ogrzanym przez Salamandra, krześle rozglądając się dookoła. Przeniosła wzrok na swoje bose stopy, badając wzrokiem podłogę. Jej uwagę przykuła prostokątna kartka spoczywająca na panelach. Schyliła się, podnosząc znalezisko.
♦
Zmysłowym dotykiem przejechał po gładkim ramieniu, by spocząć dłonią na zagięciu między szyją a ramieniem. Długie palce pianisty muskały aksamitną skórę, niczym klawisze na swym instrumencie. Miękkie usta pieściły ciało jak melodię, graną z głębi duszy.
- Graj melodię, do której mogę śpiewać. - Wyszeptała do ucha Natsu, przygryzając jego płatek. Złączyła ich wargi w namiętnym, pełnym pasji pocałunku. - Jaka ona jest? - Zapytała błądząc dotykiem po umięśnionym brzuchu. Składała na nim pieszczoty, owiewając ciepłym oddechem.
- Delikatna.
Wymruczał wplątując palce w blond włosy.
- Cicha.
Ucałował jej podbródek.
- Pełna pasji..
Odwrócił dziewczynę na plecy, by znów posmakować słodkich ust.
- Namiętności...
Przesunął ręką po smukłej talii, kreśląc niewidzialną linię melodii.
- I rozkoszy.
Ujęła tył jego głowy, pewnym ruchem przyciągając do swej twarzy. Wykonywane przez nich gesty były tańcem do melancholijnej melodii. Choć monotonne, pełne namiętności.
Zaznaczyła, wskazującym palcem, linię kręgosłupa ukochanego. Westchnęła z rozkoszy, kiedy wypełniał ją powolnymi ruchami. Obdarowywał długą szyję delikatnymi muśnięciami ust. Zassał się na jasnej skórze, tworząc soczystą malinkę.
- Graj dalej...
- Graj dalej...
No. Dodaję rozdział, chociaż miałam dodać jak będzie 15 komentarzy, ale o czym ja w ogóle marzę. Mam nadzieję, że całkowicie nie zepsułam tego rozdziału, choć mam takie wrażenie. Czuję to w kościach. Trudno się mówi. Co ciekawe te sceny z akcją pisałam w szkole, te bardziej "artystyczne" wieczorem w domu. Nie rozumiem mojej weny.
Sceny są śmiesznie pourywane, ale przynajmniej mam wątki rozwinięcia.
Sceny są śmiesznie pourywane, ale przynajmniej mam wątki rozwinięcia.
Trzeba zacząć jakąś akcję na porządnie i zacznie się rozwijanie wątków przeszłości. Może jakoś to pójdzie. Na święta i tak nigdzie nie jadę, tylko siedzę w domu, więc postaram się pisać. Ale nie obiecuję, bo najwięcej - jak same wiecie - zależy od weny.
W odtwarzaczu są melodie grane przez Natsu.
W odtwarzaczu są melodie grane przez Natsu.
No to kochane, mam nadzieję, że choć w najmniejszym stopniu się podobało!
Tak kochana, podobało się w tym "najmniejszym" stopniu :D
OdpowiedzUsuńNo to zaczynamy z koksem! Ogólnie rozdział wprowadza w taką tajemniczą historię Natsu, która sprowadza się do jednego słowa "Pianista". Przyznam, że intryguje i z chęcią będę czytać dalsze rozdziały, by dowiedzieć się reszty i w końcu ułożyć to w całość. Trochę mnie wkurza, że Natsu niby tak ją kocha, a zachowuje się wobec niej tak władczo, jakby była jego rzeczą np. to z tym gabinetem, że nie może tam wchodzić nawet. On ma charakterek, a ona przy nim staje się przez to taka wyblakła i czasami wręcz pusta.
I co z tym zdjęciem? Bo zauważyła je i co dalej oO? Wkurzył się, coś pomyślała, odłożyła czy zabrała?
Cały czas się śmiałam, bo nadużywałaś słowa lico i Natsu ciągle przeczesywał włosy, albo ktoś to za niego robił XD.
No i nie marudź, jak dostaniesz 10 to już szacun. Nie pędź tak, kiedyś będzie więcej, ty się rozkręcasz i ludzie się rozkręcają. Czekam na dalsze rozwinięcie wątku pianisty, "grubasku " <3
OMG! Jak na razie twój najlepszy rozdział na tym blogu! Wywarł na mnie tyle emocji...Szczególnie dreszcz...lol.
OdpowiedzUsuńI kolejna tajemnica Natsu! - on umie grać na pianinie! \(^o^)/
Ciekawi mnie teraz co Luce pocznie skoro odkryła papier leżący pod biurkiem .-.
Teraz będzie mnie ciekawość zżerać! ;-;
Nie martw się u mnie też wena i miejsce pisania jest dziwne...Otóż w szkole na lekcji ._.
No cóż mam nadzieję, że rozdział pojawi się bardzo szybko ^^
Życzę weny i ponad 15-u komentarzy!
To było piękne, takie cudowne. Szczególnie ten ostatni moment ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Natsu w Twoim opowiadaniu. :D Jest taki rozbrajający. :3 I rozdział bardzo mi się podobał, wybacz, że teraz komentuję. Kto by pomyślał, Natsu umie grać na pianinie. :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje słownictwo, dobór słów, opisy, jakie tworzysz. :3
Relacja pomiędzy Natsu i Lucy jest taka... trochę nierówna w moim odczuciu. Sa para, ale widać, ze to raczej Natsu ma władze w tym związku. I co z tym zdjęciem? Bo zobaczyła, a potem od razu scena łóżkowa. Ciekawa jestem, czy je schowała, zostawiła i czy go o nie wypyta. ^^ I jeszcze jedno, Natsu ma jakiś tik nerwowy? Ile razy on przeczesał swoje włosy w tym rozdziale, co? Strasznie się to w oczy rzuciło. xD
Czekam na kolejny rozdział! :)
Życzę wesołych świąt i wieeeelkieeegooo pudła weny pod choinką, o! :*
Mam pomysł! Napisz książkę! Kupie ją ;-; !
OdpowiedzUsuńNie no tak tylko napisałam... Bo wiesz... Twoje opowiadania łapią mnie za serce i mocno ściskają by wydobyć najskrytsze uczucia tak jak człowiek ściska cytrynę by otrzymać sok to cos niesamowitego bo jak coś musi by piękne by zrobić to z sercami czytelników. Nie ważna jest ilość komentarzy! Ludzie to lenie ( nie jestem bez winy ) czytają coś, zachwycają sie tym ale komentarza i tak nie napiszą wiec spokojnie Natsu-sama masz takich czytelników co czytają i nie komentują ale i takich co komentują. Dobra koniec mojego biadolenia :) dziękuje za rozdział czekam na kolejny ^^
Ps. Rękawiczki czekają <3
Nominuje cię do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów tu: http://fairy-tail-dorosle-zycie.blogspot.com/2015/01/liebster-award-ohayo-mina-dziekuje-za.html
Uwielbiam twojego bloga *o* co tu dużo mówić? Ubóstwiam nalu w twoim wykonaniu ;). Życzę duuużo weny i czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńSuper blog! Mam nadzieję, że mój także Ci się spodoba. Serdecznie zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńhttp://yakuza-rika.blogspot.com/
Po pierwsze Shiro, nie mogę uwierzyć, że od dodania rozdziału minęły prawie dwa miesiące. R taka niedobra i dopiero dzisiaj raczy czytać i komentować… Przepraszam… A teraz czas na ucztę dla oka i wyobraźni oraz spijanie czytanych słów, które wyszły spod ręki genialnej Natsu :).
OdpowiedzUsuńHeh, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wykorzystałaś ten pomysł :D. Natsu-Pianista – fanki krzyczą „kya” i chcą więcej :D. Co do samego opisu pomieszczenia muzycznego, miałam wrażenie, że oto Christian Grey przemierza jeden ze swoich pokojów, by zagrać melodię, która zagłuszy jego smutek i tęsknotę. Wydaję mi się, że Natsu ma podobnie. A co do wystroju wnętrza, musiałam szukać znaczenia kilku słów, co oznacza, że moje słownictwo w dalszym ciągu jest zbyt ubogie i należy nad nim popracować :D. Za to Tobie udało się opisać niepowtarzalne wnętrze, które zapada w pamięć.
Wspomnienie matki – cudowne! Ciekawi mnie niezmiernie, co stało się z rodzicami Natsu. Na razie o tym cicho. Może niedługo uchylisz rąbka tajemnicy? Liczę na to.
Kurcze, aż zapragnęłam przeczytać „Annę Kareninę”. Jakoś nie był okazji, przyznaję bez bicia. W każdym razie cytat piękny! I to, że Layla rozmawiała z Natsu, a Lucy podsłuchiwała. Ja na jej miejscu, nie powstrzymałabym się tylko rzuciła na Dragneela :D. Co się facet będzie produkował przy fortepianie? Niech produkuje się przy mnie :D.
Ech, a ja już miałam nadzieję na igraszki… Bo R tak bardzo lubi jak Shiro opisuje TE rzeczy :D. Ale z pewnością w tym rozdziale znajdzie się taka perełka, albo chociaż wzmianka o niej :D. W każdym razie, jak przeczytałam o tych naleśnikach, to aż nabrałam ochoty na takie jedzonko. Ale pora nieco późna, dlatego trza się obejść smakiem. I przyznam szczerze, że sama z chęcią popatrzyłabym na śpiącego w negliżu Natsu :D. Owszem, w anime miałam okazję patrzeć jak śpi, ale nagi to on nie był… A szkoda…
Kurcze, osobiście nie pasuje mi Natsu i papieros… To nie jest związek, który mi się podoba… No ale to Twoje opko :D. U mnie będzie pozbawiony tego nałogu, a przynajmniej takie są plany :D. W każdym razie to takie słodkie, że martwi się o Lucynkę i odwozi ją pod same drzwi uczelni :). Każda dziewczyna chciałaby mieć takiego chłopaka :).
Erza mechanikiem? Sorry, ale mojego samochodu na bank by nie dostała w swe ręce :D. Znając jej możliwości i siłę, na bank coś by uszkodziła, a tego raczej wolałabym uniknąć :D. A co do broni, to ja się tak cieszę z kolejnej książki bądź mangi :D. Ale radość z prezentu wyrażamy podobnie ;D.
O, Cana, nareszcie! Jak ja lubię to wariatkę :). W każdym razie w takiej roli jest genialna! Lubię NaLu, ale liczę na więcej innych paringów. Szczególnie interesuje mnie Cana, bo to w końcu taka kochana dziewczyna, która zdobywa informacje, by inni mogli się pobawić. Tak, tak, mam na myśli Salamandra :D.
Widzę, że gra na poważnie się zaczęła :D. RT ma pełne portki, bo nie wykonali zadania i pojawia się problem. Czekam na więcej wzmianek o nich :).
Ach, jak słodko! Czyli tak się poznali? On grał, a ona słuchała i obserwowała z ukrycia? No cudnie! Czytając opis, miałam wrażenie, że są kochankami, bo w końcu taka poufałość u nowo poznanych osób jest nie od przyjęcia. No ale to w końcu Erza i Natsu :D. im wolno wszystko :D.
Hura! R się raduje, bo Lucynka kusi naszego Adonisa :D. I bardzo mądrze! Moja szkoła :D. Oby tak dalej Blondyneczko, a daleko zajdziesz :D. Zresztą, przy Natsu trzeba używać drastycznych środków, inne opcje nie wchodzą w rachubę :D. No i jeszcze zdjęcie matki Natsu… Czyżby nigdy go nie widziała?
Kya! Jakie zakończenie! Takie pełne fajerwerków :D. Ty to Shiro potrafisz robić ending. A mówią, że mężczyznę poznaje się po tym nie jak zaczyna, ale jak kończy. Czy ja o czymś nie wiem? Nie no, żarcik. W każdym razie ta melodia mi się podobała :).
Ale zaskoczenie! Nie zmieściło się :D.
UsuńCD:
Na zakończenie chciałam przeprosić, że komentarz nie jest tak długi jak zazwyczaj, ale nie potrafię z siebie więcej wykrzesać. W każdym razie rozdział był fajny, żałuję, że nie było więcej akcji, ale te z pewnością pojawią się w dalszych notkach. Wiem, że nas nie zawiedziesz. Na dodatek, jak zawsze w Twoim przypadku, rozdział był długi. Jak Ty to robisz? Podziwiam, bo ja więcej niż 9 stron A4 nie planuję przeznaczyć na rozdział. No w każdym razie Ty wiesz, że czekam na ciąg dalszy, bo chcę rzeźnię :D. Tak, tak, R lubi krew od czasu, gdy obejrzała „SnK” i „Kiseijuu” :D. Zresztą, mordobicie w Twoim wykonaniu zawsze mi się podoba, dlatego pisz, pisz, pisz! Mnóstwo weny Ci życzę i jeszcze więcej komentarzy.
Twoja R.
Ps. Raz jeszcze przepraszam za takie opóźnienie z komentarzem.
Ps.2. Za wszelkie błędy przepraszam, ale nie mam siły, by przeczytać raz jeszcze te moje nudne wynurzenia.
Kiedy następny rozdział??
OdpowiedzUsuń