sobota, 12 listopada 2016

10. Piosenkarka

5 października 2014, Dzielnica Shinjuku, Tokio

- Opuść broń, chcę tylko porozmawiać - jej głos przesączony jadem nienawiści oraz dumy, wyższości jaką unosi się najbrudniejsza władza. Scarlet zacisnęła dłonie na karabinie, nie zwalniając postawy gotowej do walki. Nie była głupia, łatwowierna, ani strachliwa. Już nie.
- Czego chcesz? - nigdy nie mieli wobec nich, wobec kogokolwiek, dobrych zamiarów. Kiedy Minerva zrobiła krok ku niej, ona zachowywała bezpieczny odstęp. Palec spokojnie spoczywał na spuście i wystarczyłoby jedno drgnięcie, by osoba przed nią przestała istnieć.
- Gra się zaczęła, więc każdy chce się zabawić. Nie tylko wy - w ostatnim zdaniu rozbrzmiała pogarda, przechodząca przez ciało Erzy zimnymi drganiami.
- My przynajmniej gramy sprawiedliwie. A wy...
- Udowodnił to ktoś? - Nie, ponieważ każdy kto mógł to ujrzeć, zginął. Czy tak powinna wyglądać ta gra? Czy plansza to zbyt szlachetne określenie?
- Posłuchaj...
- To ty mnie posłuchaj - przerwała jej niczym rodzic karcący dziecko, przewyższający go doświadczeniem, przeżyciami oraz mądrością. I to co po chwili usłyszała było równocześnie groźbą jak i ostrzeżeniem. - Raven Tail czai się na twoich kochasiów, i choćby nie wiem jak dobrzy byli, czegoś takiego nie odeprą, a tym bardziej nie przeżyją
Otworzyła szeroko oczy, tracąc na chwilę oddech przez niekomfortowy uścisk w żołądku.
- Dlaczego mi to mówisz? - usiłowała zachować opanowany ton głosu.
- Ponieważ Fairy Tail i Saberooth będą ostatnimi na tej planszy. Pokonamy was i wyrównamy rachunki - nie rozumiała toku ich myślenia, złych intencji jakimi się kierowali. O co w tym wszystkim chodziło? Nic z nich nie był normalny. I to nie teraźniejszość ich zmieniła, są tym kim są, ponieważ nie znając świata doświadczyli najgorszego bólu.
- Jesteście chorzy - niemalże wypluła te słowa, w ostatniej chwili powstrzymując się przed strzałem. Wcześniejsza wiadomość zmieniła jej priorytety, tok myślenia, przypomniała o niepokoju.
- Tak jak każdy z nas, Erzo - przerażająco spokojny ton dziwnie kontrastował z uśmiechem namalowanym na czerwonych ustach. Po prostu odeszła. Bez walki. Jedynie z jej zapowiedzią.


♦  ♦  ♦

12 maja 2007


- Nie masz mnie na własność...
Delikatne dłonie położone na czarnym mikrofonie, smukłe palce muskające charakterystyczną strukturę z każdym ruchem ciała, tańczącym do dźwięków melodii.
- Nie jestem jedną z Twoich wielu zabawek...
Śnieżnobiałe włosy, ułożone w delikatne fale opadały na drobne ramiona, potrafiące udźwignąć ogromny ciężar losu. Kobieca sylwetka odziana w elegancką, malinową suknię, wystarczająco długą by sięgnąć sceny. Seksowne rozcięcie po lewej stronie, ciągnące się od biodra, pozwoliło podziwiać długą nogę dziewczyny, przyciągającą wzrok przez, zdobiący udo, tatuaż. Delikatny materiał sunął po jej ciele niczym linia melodyczna granej piosenki. 
- Nie mów mi, że nie mogę wychodzić z innymi chłopcami...
Niebieskie tęczówki przesunęły po widowni, spoglądając spod wachlarzu gęstych rzęs. Błyszczące od makijażu powieki mieniły się złotem w świetle scenicznych reflektorów, dopełniając piękny obraz kobiecego dźwięku oraz pokusy, jaką stanowiła dla każdego mężczyzny.
- Nie mów mi co mam robić, nie mów mi co mam mówić...
Ujęła mikrofon w dłoń, robiąc krok w tył. Lśniące szpilki, w kolorze nude, zaznaczyły śmiałym ruchem linię parkietu. Zamknęła na chwilę oczy, zapominając o tym co ma przed sobą. Urodziwa kobieta, anielski głos, idealne ciało. Czyż można wyobrazić sobie inny ideał? 
- Proszę, gdy z Tobą wychodzę, nie wystawiaj mnie na pokaz...
Wyobrażać można sobie wiele, lecz ona nim nie była. Nieskazitelna skóra wielokrotnie umorusana w krwi, ręce skradzione najpiękniejszej rzeźbie ściskały kurczowo broń, by z każdą sekundą móc oddać strzał. Nigdy się przed tym nie wahała, nie żałowała wybranej drogi. 
- Nie masz mnie na własność...nie próbuj mnie zmieniać w żaden sposób...
Czy kobieta może być mordercą? Czy musi być idealna? Czy gdzieś zapisana jest jej delikatność i płochliwość? Potrafi znieść o wiele więcej niż ten świat może sobie wyobrazić. Można by pokusić się o słowa - kameleon. Czy nie przybierała różnych twarzy i strojów? Wygląda jak chce, na ile chce - od damy odzianej w szlifowane diamenty przez zwykłą dziewczynę za ladą barową, aż po uliczną prostytutkę. Gubił nie tylko jej hipnotyzujący głos, ale i perfekcyjna gra aktorska.
- Nie masz mnie na własność...nie związuj mnie bo i tak nigdy nie zostanę
Odwróciła się tyłem do widowni, pozwalając obnażyć swoje plecy, gdzie projektant pożałował materiału sukni. Dłoń przesunęła się po wyciętej talii, ku górze usiłując sięgnąć czegoś, co było po za zasięgiem zwykłego człowieka. 
- Ja nie mówię ci co mówić, ani co robić...
Miliony wspomnień przelatywały przez jej głowę, sięgając w najciemniejsze zakamarki umysłu. Kiedy zboczyła na ścieżkę przestępstwa? Czy tak mogła to nazwać? Po prostu robiła to co, chciała. Właśnie. To wedle prawa nie było działaniem uczciwym, ani moralnym.
- Więc po prostu pozwól mi być sobą, tylko o tyle cię proszę...
Kiedy była mała, wraz z dwuletnią siostrą siedziały przy matce, która przedstawiała im przeróżne utwory muzyczne, a one z zachwytem wysłuchiwały każdej historii opowiadanej przez słowa piosenek. Lisanna, zbyt mała, nie pamięta za wiele z tych wspólnych chwil. Nie pamięta również krwawego horroru, w jakim rodzice zostali im odebrani. 
- Jestem młoda i kocham być młoda
Byli zdani wyłącznie na siebie. Ona oraz jej młodsze rodzeństwo. Chroniła ich od tamtego czasu - najbardziej świadoma, najbardziej odważna, pozbawiona wszelkich skrupułów czy sprawiedliwości, które nigdy nie miały miejsca bytu. To człowiek wykreował to śmieszne słowo, które z biegiem czasu zyskało pewną wartość merytoryczną, jednakże nigdy nie zmieniło ludzkiego życia. 
- Jestem wolna i kocham być wolna
Czy decyzje jakie podejmuje są słuszne? Czy podążanie obraną ścieżką nie zaprowadzi jej do zguby? Czy zasługuje na jakąkolwiek łaskę wobec najwyższego sądu?
- Żyję tak jak chcę, mówię i robię, co tylko zechcę
Biodra zakołysały się w przyspieszony rytm muzyki, struny głosowe drżały wyrywając się spod władania zwykłej mowy. Długie linie melodyczne, przedłużane końcówki słów, rozkoszne oddechy. Umiejętność, której nie da się po prostu nabyć, której nauka wymaga wiele poświęcenia. Dar dany w prezencie od dnia przyjścia na świat.
- Ale wiedz, że nigdy nie spotkałaś kogoś takiego jak ja, ale...
Palce splotły się na statywie, odstawionego na swoje miejsce, mikrofonu. Jej wzrok przewiercił całą salę, spośród setek ludzi wypatrując tą jedną osobę, która odmieniła coś w jej życiu. I choć popełniała ten sam błąd, nie była w tym sama. Oni chronili się nawzajem, ona próbowała być jedyną tarczą. 
- Nie masz mnie na własność
Gray uśmiechnął się szarmancko, wyjmując dłonie z kieszeni, kiedy melodia ucichła.


Tak piękna kobieta skrywa tak demoniczną duszę

♦  ♦  ♦

5 października 2014, Hotel Shibuya, Tokio

Niebo skąpane w granacie godnym nocy Kairu - czyste, a jednak obsiane tysiącami gwiazd. Szumy pędzących samochodów, tupot ludzkich stóp, zmieszane głosy o różny tonie, migoczące dźwięki nowoczesnych urządzeń, przepełniających ulice Tokio. 
Opuszkami palców dotykała szerokiego, panoramicznego okna, przedstawiającego niczym obraz, infrastrukturę nowoczesnej Japonii. Przymrużyła powieki, próbując dostrzec cokolwiek w gęstym tłumie ludzi. Gdyby spoglądać na Ziemię z perspektywy lotu ptaka - przypomina ona to niebo nad nami. W nocnym granacie poruszają się małe kropeczki, oświetlone delikatnie nowoczesnością, która z daleka przypomina migoczące cyrkonie. I każda z tych osób jest jak mała gwiazda. W ogromnym świecie niewiele znacząca, a jednak dopełniająca to niebo.
Ona nie mogła znaleźć swojej gwiazdy. 
Nagie stopy poruszyły się delikatnie po panelowej strukturze podłogi, same nie znając kolejnego kroku. Podniosła wzrok, przyglądając się własnemu odbiciu. Wyobraźnia, czy też pragnienia, a może tęsknota pozwoliły jej zobaczyć za sobą te zielone oczy, poczuć ciepły oddech na swoim karku oraz silne ramiona oplatające ją w talii, jak obronna tarcza przed złem tego świata. Odwróciła głowę, a on rozpłynął się w naiwnym umyśle.
Żadnej wiadomości od poprzedniej nocy, żadnego śladu. Żadnego listu.
Gdzie jesteś? - Czy zamierzasz wrócić? 

♦  ♦  ♦

5 października 2014

Umysł ludzki tworzy obrazy niezależne od samego człowieka, wprawia go w błąd, wywołuje emocje, które ostatecznie mogą okazać się zgubne.
Woda brudnej kałuży rozprysła się na boki pod naciskiem buta, powracając do swego dawnego stanu. Ciało jest nietrwałe, raz zniszczone na zawsze zostaje oszpecone bliznami. Nigdy nie wraca do przeszłości. A raz odebrane życie, przestaje istnieć.
Skręciła gwałtownie w bok, dużymi haustami łapiąc powietrze. Wąska, ciemna uliczka uważana za niebezpieczną, miejsce gdzie normalny człowiek nigdy się nie zapuszcza. To był jej skrót, szansa. W głowie słyszała uciążliwe tykanie zegarka, nie, bomby.
Tik...tak...tik...tak
Wbiegła do zniszczonego budynku, nie dostrzegając niczyjej obecności. Zwolniła do chodu, wyrównując oddech. Przez potłuczone szyby, ostatnie promienie słońca wkradały się do pomieszczenia, tworząc obraz zarówno piękny jak i okrutny. Brudne ściany obryzgane krwią, stępione od uderzeń ciężkimi narzędziami, od strzałów broni palnej. To nie zwyczajne pole walki, jakie widziała za każdym razem. Tutaj wydarzyło się coś o wiele gorszego.
- Nie...
Oddech zamarł w piersi, ciało opuściły wszelkie siły, serce zagubione w swym rytmie pragnęło wydrzeć dziurę w kobiecym ciele. Jakby w zwolnionym tempie upadła na kolana, unosząc rzecz, którą zawsze chciała dotknąć, użyć, podziwiać. To było głupie marzenie.
Legendarny Mauser C96 produkowany w Niemczech w latach 1896-1939, którego wytworzono łącznie milion egzemplarzy. Działający na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, zasilany niewymiennym magazynkiem - te elementy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Broń należąca do wyłącznie jednej osoby. Umorusana w krwi, pozbawiona dbałości i blasku, zniszczona od wystrzelanych naboi i nerwowego przeładowywania. Do momentu, kiedy i tego zabrakło.
Powoli wstała, słysząc własną krew krążącą w żyłach, kierującą nieregularnym biciem serca oraz drżącym oddechem. Jeden z świetlnych promieni płomiennego słońca padło na jej posturę oświetlając szkarłat, ginący wśród krwawego dywanu zbyt okrutnej walki. Niesprawiedliwej, nieuczciwej, zasługującej na zemstę.
- Nigdy wam tego nie wybaczę
Melodia, do której zwykła tańczyć - cichła.





Niespodzianka? Sama jestem zdziwiona, że cokolwiek napisałam, ale tak nagle...wena po prostu przyszła, więc czemu by jej nie wykorzystać. Rozdział krótki, sama musiałam sobie przypomnieć całą historię, ale nie mogę obiecać, że rozdziały będą dodawane regularnie.