piątek, 2 maja 2014

4. Jedna zasada

21 września 2014, Budynek Fairy Tail, Tokio

Po pół godzinnej sprzeczce z Lucy, w końcu zgodziła się, aby odwieść ją do domu. Gray wraz z Natsu udali się do miejsca pracy, aby załatwić wszystkie formalności w związku z wykonanym zleceniem. Jechali w ciszy, którą przerywały ich ciche westchnięcia. Oboje mieli już dość i z największą chęcią, wróciliby do swoich domów odpocząć - życie nie jest takie łaskawe. Dragneel odchylił głowę w tył wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Co jest? - Zapytał Fullbuster zmartwiony nagłym bólem przyjaciela. 
- Nie nic, jedź dalej. - Odparł przyciskając dłoń do uda.
- Wiedziałem, że powinieneś zostać w szpitalu kretynie. - Skarcił go zezłoszczony. Dragneel jedynie prychnął pod nosem, sięgając po papierosa. Jednak nie dane było mu go nawet zapalić, gdyż brunet wyjął mu przedmiot uzależnienia z ust, wyrzucając przez okno. Salamander zaśmiał się cicho, chowając zapalniczkę do kieszeni. 
- Coś czuję, że będzie spory opierdol. - Westchnął różowowłosy spoglądając przez szybę.
- Szefunio nie przepuści takiej okazji. - Odparł Fullbuster parkując niedaleko budynku Fairy Tail. Zgasił silnik, chowając kluczyki do kieszeni. Wziął z tylnych siedzeń kule ortopedyczne i podał je wysiadającemu Salamandrowi. Chłopak zmierzył go wrogim wzrokiem, od niechcenia przyjmując pomoc. Nienawidził czuć się słaby i bezużyteczny. Dlaczego człowiek musi być tak kruchą istotą? Pytanie potwierdziło ukłucie bólu, kiedy oparł ciężar ciała na rannej nodze. 
Weszli do bogato wystrojonego wnętrza "biura". Skośne, zakręcone ściany stworzone ze szkła, podłoga "utkana" z metalicznego materiału. Budynek zbudował pierwszy Master - Mavis Vermillion, młoda, wesoła dziewczyna, która była doskonałym strategiem. Jednak umarła dość młodo, a jej zabójca podzielił śmiertelny los dziewczyny. Od tamtego czasu zaczęła się prawdziwa wojna. Podeszli do biurka, przy którym siedział obecny i trzeci Master - Makarvo Dreyar. Zmierzył ich rozwścieczonym, aczkolwiek dumnym wzrokiem. 
- No więc, chcecie mi coś powiedzieć? - Zapytał opierając podbródek o splecione palce. Chłopcy wymienili między sobą znaczące spojrzenia, zastanawiając się co odpowiedzieć. Wszyscy z zaciekawieniem przysłuchiwali się obecnej sytuacji. Każdy z nich brał udział w grze, będąc wybranym spośród kilkuset milionów ludzi. - Słucham wytłumaczenia. 
- Nadarzyły się małe komplikacje, ale zlecenie zostało wykonane co do najmniejszego szczegółu. - Odparł na jednym tchu Salamander, zaciskając mocno zęby przez piekące rany. Gray odszedł na parę sekund, wracając z dwoma krzesłami - jednym dla siebie, drugim dla Dragneela. 
- Siadaj kaleko. - Oznajmił, widząc jak chłopak bada go zabójczym wzrokiem, jednak nie komentował tego. Mimo wszelkich sprzeczek, Gray potrafił zachowywać się jak przyjaciel.
- No i? Dobra jestem zadowolony, że zlecenie zostało wykonane, ale czy w ogóle nie liczycie się z konsekwencjami? Widzicie jak wyglądacie? - Skarcił ich srogim tonem.

- Doskonale wiesz, że ta praca to naprawdę dużo ryzyko. Możemy stracić nogę, rękę, być postrzelonym, nawet zginąć. Egzekutor to najniebezpieczniejsza ranga, a my jesteśmy tego świadomi. Myślę, że każdy z nas jest na to gotowy. Jesteśmy dorośli do jasnej cholery! - Przy ostatnim zdaniu uderzył pięścią o blat, podnosząc głos. 
- Ciekawe czy mówiłbyś to samo jakbyś naprawdę stracił nogę! Myślicie, że nie wiem co się stało?! Aż tak jesteś gotowy na śmierć? To proszę, strzel sobie w ten durny mózg!
Położył przed nim pistolet ze stanowczą miną, obojgu puściły nerwy. Jednakże Makarov traktował swoich pracowników niemal jak rodzinę, dlatego nie pochwalał aż tak spokojnego podejścia do śmierci, bólu, cierpienia. Czarnowłosy wypuścił nerwowo powietrze z ust, przecierając twarz dłonią. Musiał jakoś uspokoić sytuację, ale w pewnym sensie zgadzał się z przyjacielem. Odwrócił wzrok, patrząc na szkarłatnowłosą, która postanowiła wspomóc kompanów. 
- Natsu nawet jako wysoko wykwalifikowany zabójca, ma prawo nie zauważyć doskonale ukrytej miny, w końcu jest jedynie człowiekiem. Po za tym ostatni atak - ładunek wybuchowy został przyczepiony do ciała dziecka. Natsu uratował chłopca, który mógł zginąć zgodnie z poleceniem. - Przymrużyła powieki, krzyżując ręce na swoich podatnych piersiach, które doskonale eksponowała. - To były ataki kogoś postronnego.
- Natsu wiesz o co chodzi? - Jako odpowiedź dostał zamyśloną twarz Dragneela. Wiedział, że on kiedyś na pewno wróci, czyli tyle lat treningu i szukania nie poszły na marne. 
- Dobra, ja myślę że koniec tematu. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. - Gray usiłował pokojowo i bez żadnych więcej sporów zakończyć rozmowę. Na całe szczęście staruszek był wyrozumiałym mężczyznom i nie wypytywał Salamandra, o temat którego nigdy wcześniej nie poruszał. 
- Natsu, ty masz urlop zdrowotny. Gray nie bierzesz zleceń przez ten czas i też odpoczywasz.
- Co?! - Krzyknęli równocześnie.
- Skończyłem rozmowę. Poproszę tylko o sprawozdanie ze zlecenia, a zapłatę przeleję na wasze konta. - Zakończył konwersację, wracając do poprzedniego zajęcia. Różowowłosy włożył papierosa do ust, wciągając w płuca trującą nikotynę. Zaś Scarlet zarzuciła długimi włosami, wracając do partyjki kart z Caną. 


♦  ♦  ♦


Hotel Shibuya, Tokio

Lucy siedziała na kanapie przeglądając notatki z dzisiejszych lekcji, zaś Natsu stał w kuchni szykując kolację, którą obiecał ukochanej. Blondynka nie powstrzymywała się by od czasu do czasu spojrzeć na gotującego chłopaka. Czuła aromatyczny zapach smażonej na maśle piersi kurczaka. Do jej uszu dobiegało stukanie noża o deskę, a kiedy się odwróciła zobaczyła jak różowowłosy kroi pieczarki, szybkimi i zwinnymi ruchami. 
- Nie podglądaj, tylko się ucz. - Skarcił ją żartobliwym tonem. Zawsze ponaglał ją do nauki, żeby miała jak najlepsze oceny. Cieszyła się z faktu, iż troszczył się o nią. Posłusznie, aczkolwiek z chichotem wróciła do analizowania zanotowanych na zajęciach informacji. Dragneel znów zaczesał włosy w tył, denerwując się na przydługą grzywkę. Dziwiło go, że co parę minut, co raz częściej, zamazuje mu się obraz przed oczami, jednak zignorował to, wracając do szykowania smakowitej kolacji dla Heartfilii. Nagle zachwiał się niebezpiecznie, podpierając ręką o blat, przez co przedramię miało bliskie spotkanie z rozgrzaną patelnią. Odruchowo zabrał kończynę, wydając z siebie jedynie cichy syk. Spojrzał w stronę dziewczyny, upewniając się że nie zwróciło to jej uwagi. Przetarł twarz dłonią, jednak to wcale nie pomogło. Całe wnętrze kuchni stawało się co raz bardziej niewyraźnie i zaciemnione. Zupełnie nie wiedział co się działo. Czyżby rany były aż tak poważne? 
Do jej uszu dotarł głośny hałas. Wystraszona wstała na równe nogi, biegnąc do kuchni. Na widok jaki zastała - serce dosłownie stanęło, by po chwili przyspieszyć swoje bicie. Szybko wyłączyła palniki na kuchence, klękając przy nieprzytomnym Salamandrze. Odwróciła chłopaka na plecy, a chwytając jego rękę dojrzała poparzenie. Jednak to było najmniejsze zmartwienie w danej chwili.  Ułożyła dłoń chłopaka, tak by zewnętrzna strona dłoni dotykała podłoża. Przyłożyła trzy palce do najbardziej zewnętrznego miejsca nadgarstka i przycisnęła, próbując wyczuć puls. Odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że tętno jest wyczuwalne. Mimo to, wciąż nie mogła się uspokoić. Złapała za szerokie ramiona, delikatnie potrząsając.
- Natsu, proszę obudź się. - Błagała, słysząc jak własny głos załamuje się co raz bardziej z kolejnymi słowami. Co miała robić? Dzwonić po karetkę? Czy może jednak to nie jest coś aż tak groźnego? Dopiero po paru chwilach poczuła jakąś ciepłą, gęstą ciecz pod swoimi nogami. Powoli zwróciła wzrok w dół widząc niewielką kałużę szkarłatu. Wciągnęła głośno powietrze, powstrzymując krzyk. Wzrokiem odnalazła źródło krwi, które miało swe ujście z rany na udzie. Jak słusznie myślała, szwy się rozeszły. Drżącymi dłońmi zdjęła spodnie chłopaka, dziękując Bogu że miał na sobie dresy. Nie dałaby rady rozpiąć guzików, przez trzęsące się ciało. Ucisnęła ściereczką wyciek krwi, sięgając już po kolejną. Badała co chwilę tętno, sprawdzając czy wszystko w porządku.  Drżącą dłonią sięgnęła po telefon Salamandra, który leżał na blacie stołu kuchennego wybierając numer, do jakiego ostatnio wykonywany był telefon. Prawdopodobnie dzwoniła do Graya, jednak nie widziała zbyt wiele przez łzy w oczach. Sygnał, sygnał, sygnał. W ogóle nie odbierał, a każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność. Zacisnęła mocniej powieki, modląc się aby odebrał.
- Halo? - Tak! Żeby tylko miał czas, żeby przyjechać. Potrzebowała pomocy.
- Gray proszę przyjedź tutaj! Natsu! Natsu potrzebuje pomocy! - Nie potrafiła spokojnie mówić, ogarniała ją panika i strach. - Proszę, przyjedź tu! Szybko. - Przy ostatnim słowie, jej głos całkowicie się załamał. Po policzkach spływały łzy, skapując na ciało Salamandra.
- Już jadę. Spróbuj się uspokoić. - Słyszała dźwięk odpalanego silnika.
- Jak mam się uspokoić twoim zdaniem?! - Krzyknęła płacząc co raz bardziej. 
- Będę za pięć minut. - Oznajmił przerywając połączenie. Telefon wypadł jej z ręki, a ścierki już całkowicie zabarwiły się szkarłatem. Szybko sięgnęła po kolejną, mocno uciskając ranę. Dlaczego to musiało się stać? Ponownie sprawdziła puls, by przez tą czynność jej panika sięgnęła szczytu, a łzy gęsto lały się po jasnej cerze.
- Zostań ze mną, proszę. Zostań ze mną. - Błagała czując jak tętno zwalnia przez mniejszą objętość krwi w organizmie. Nagle usłyszała dość głośne pukanie do drzwi. Pośpiesznie wstała, otwierając drzwi czarnowłosemu i wracając do ukochanego. 
- Co się dzieje? - Zapytał zmartwiony Fullbuster, po czym jego oczom ukazał się obraz nieprzytomnego, wykrwawiającego się Dragneela. - Cholera, strasznie zbladł. 
Kiedy dotknął skóry przyjaciela, poczuł że temperatura minimalnie spadła, a spoglądając na klatkę piersiową dostrzegł płytki oddech. Musiał szybko zawieść go do szpitala.
- Lucy podaj mi jakiś pasek. - Dziewczyna szybko wyjęła przedmiot ze swoich spodni, pozwalając żeby niebieskooki zapiął go nad raną, tym samym pozbawiając dostępu krwi z organizmu do obrażenia. - Dobra jedziemy z nim do szpitala, będziesz sprawdzać jego stan.
Dziewczyna jedynie skinęła głową, wciąż oszołomiona tym co się dzieje.
- Nie myśl, że wymigasz się od roboty. - Skarcił różowowłosego, biorąc go na ręce.



Szpital Fuoka, Tokio


Dosłownie wbiegli do szpitala, oboje spanikowani pogarszającym się stanem różowowłosego. Na szczęście los im dopisywał i w parę sekund personel medyczny zebrał się w okół nich, wypytując co się stało. Dwie pielęgniarki podbiegły pchając nosze, na których położono rannego. Lekarz do razu zaczął oglądać chłopaka. Wyjął z kieszeni małą latareczkę, badając reakcję źrenic, które prawidłowo zmniejszyły się pod wpływem naświetlenia. Następnie zmierzył tętno - słabsze niż powinno. 
- Co spowodowało ranę? - Zapytał obserwując głęboko przebite udo Dragneela.
- Dość duży gwóźdź został wbity w nogę, on był tu wcześniej opatrywany. Ale rana się otworzyła, a szwy pękły. - Wytłumaczył pospiesznie Fullbuster, starając się niczego nie pominąć. Mężczyzna przyglądając się pacjentowi spostrzegł kolejny problem.
- Przynieść aparat tlenowy! - Rozkazał, wracając do rozmowy z ową dwójką.
- Jak została udzielona pierwsza pomoc? - Przyłożył aparat tlenowy do ust Salamandra, dostarczając mu niezbędny do życia tlen, równocześnie wspomagając oddychanie.
- Uciskałam ranę materiałami, żeby zatamować krwawienie, a później jedynie Gray zacisnął pasek nad raną. Sprawdzałam tętno co jakiś czas. - Wymieniała drżącym głosem. Naprawdę się o niego bała, czuła jakby serce chciało wyskoczyć z piersi, mocno uderzając o żebra. Teraz, kiedy mogli pobyć przez dłuższy czas razem, musiało stać się coś złego. Przeklinała los, jego cholerną pracę i ludzi, przez których jest w takim stanie. 
W końcu dotarli do pokoju zabiegowego, gdzie medyk dokładniej mógł obejrzeć ranę. Lucy dosłownie cała się trzęsła, zaś Gray nerwowo zaciskał i rozluźniał pięści. Natsu nic nie będzie prawda? Przecież zawsze wygrywał. Przez tyle miesięcy był spokój, jednak znów ktoś zaczął na niego czyhać. Ale kto? Dlaczego on nic im nie mówił? 
- Muszą państwo wyjść, żebym mógł zszyć ranę. - Oznajmił mierząc ich poważnym wzrokiem. Fullbuster nie sprzeciwiając się, złapał za drobne ramiona blondynki, razem z nią opuszczając pomieszczenie. Przerażał go strach, jaki przejął władzę nad Heartfilią. Aż tak to wszystko ją przerosło? Zapomniał o jednej ważnej rzeczy, ona jest inna od nich. Nie widziała śmierci na własne oczy, jest człowiekiem bez tak ciężkiego grzechu. Zwykłym graczem, wtapiającym się w tłum. Wiedział jedno. Natsu na pewno przeżyje - jak będzie wyglądać pole bez króla?



Gray siedział na krześle chowając twarz w dłoniach i nerwowo trząsając nogą. Dlaczego to wszystko tak długo trwało? Kątem oka spojrzał na zszokowaną Heartfilię. Oczy zaczerwienione od płaczu, zaś drżące dłonie brudne od krwi Dragneela. Jak ona musiała to przeżywać? Wypuścił szybko powietrze z ust, równocześnie wstając. Nie mógł usiedzieć na miejscu, więc chodził w te i we te, czekając na wieści od lekarza.
- Natsu jest silny, potrzeba o wiele więcej żeby go zabić. - Pocieszał ją i równocześnie siebie. Ale taka była prawda, w końcu już kilku bazowało na życie Salamandra, a on wciąż wygrywa. Z sali wyszedł lekarz, ściągając zakrwawione, niegdyś białe rękawiczki.
- Wolniej się nie dało? - Warknął czarnowłosy.
- Spokojnie proszę pana. Stan jest ciężki, ale stabilny. Jednak powinien teraz dużo odpoczywać, więc zostanie w szpitalu przez jakiś czas. - Powiadomił przeglądając akta pacjenta. Wciągnął powoli powietrze kierując wzrok na blondynkę. - To pani udzieliła mu pierwszej pomocy, tak?
- Tak. - Odpowiedziała wstając na równe nogi i podchodząc do medyka.
- Gratuluję, profesjonalna pomoc. Gdyby nie pani, mogłoby być o wiele gorzej. - Pochwalił Heartfilię, poprawiając okulary zsuwające mu się z nosa. - Możecie do niego iść. 
Przytaknęli głowami wchodząc do pokoju, gdzie znajdował się różowowłosy. Lucy od razu do niego podbiegła, klękając przy łóżku. Ostrożnie ujęła jego bladą dłoń, przykładając drugą do chłodniejszego niż zwykle policzka, równocześnie uważając na maskę tlenową. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów, opadający na spokojną twarz chłopaka. Zacisnęła usta w wąską linię, znów czując jak pojedyncze łzy nawilżają zaróżowione policzki. W całym pomieszczeniu rozbrzmiewał jedynie dźwięk kardiogramu, badającego pracę serca, mieszając się z cichym szlochem blondynki. Fullbuster podszedł do niej spokojnym krokiem, kładąc dłoń na drobnym ramieniu. 
- Ktoś wiedział, że to nasze zlecenie. - Wyszeptał zaciskając drugą dłoń w pięść tak mocno, że paznokcie wbijały się w skórę. Zmierzył groźnym wzrokiem przyjaciela, przymrużając powieki. - Co ty ukrywasz? - Zapytał analizując wszystkie fakty. Jednak Dragneel był aż nad to tajemniczy i nie zdradzał o sobie prawie nic. W sumie w tej branży, nikt nie mówił o sobie zbyt wiele. Jeśli tworzysz z kimś drużynę, masz towarzyszy, między wami rozciąga się głęboka otchłań tajemnic - tutaj jesteś zagadką. Na tym polega ta chora gra. Kilkaset milionów graczy wykonuje nieograniczone ruchy, z pośród nich została wybrana dana liczba osób - wyróżniająca się niezwykłym sprytem, inteligencją, zwinnością i cechami, które pozwalają z zimną krwią zabijać ludzi. Nie posiadające żadnych skrupułów by osiągnąć wyznaczony cel. Osoby te zostały podzielone na sześć poszczególnych organizacji, dzieląc ich na rangi i jej poziom. Każdej z nich przewodzi człowiek, zwany Masterem - posada, której żadna z rang nie jest w stanie przewyższyć, tytuł dający władzę.  Poprzez otrzymane zlecenie wypełniają przeróżne misje, aż w końcu trafią na prawdziwego przeciwnika. Oddech, wzrok, węch, słuch, bicie serca - im lepiej to kontrolujesz, tym silniejszy jesteś. Każda z tych osób ma coś, co wyróżnia ją z tłumu, dla jednych są to kły, szkarłatne włosy, tatuaż dla innych seksowny czy też zawsze elegancki ubiór, uczesanie. Jednak kiedy zdążysz to zauważyć, jesteś już na celowniku. To okrutna, nie mająca litości i zasad gra. Nie. Posiada jedną zasadę - przetrwa najsilniejszy. Ten kto ma największą władzę, jest na szczycie, zupełnie jak Król i Królowa. 
- Dziękuję, że tak szybko przyjechałeś. Sama bym zwariowała. - Podziękowała znajomemu, ani na chwilę nie odwracając wzroku od spokojnej twarzy Salamandra.
- Będziesz siedziała tu całą noc? Może zawiozę cię do domu. - Zaproponował, wkładając ręce do kieszeni. Dziewczyna założyła blond pasmo za ucho, zamykając oczy na parę chwil. Nie chciała zostawiać go samego. Ścisnęła mocniej jego dłoń decydując się na odpowiedź.
- Wolę zostać. Ty już wracaj, bo jest naprawdę późno. - Wyszeptała słysząc jak Gray wychodzi. - Już zapomniałam jak spokojnie wyglądasz podczas snu.



22 września 2014, Szpital Fuoka, Tokio

Lucy uchyliła delikatnie powieki, czując jak jasne promienie słońca oślepiają ją na parę chwil. Zasnęła w szpitalu, czatując przy ukochanym. Powoli podniosła wzrok obserwując wciąż śpiącą twarz chłopaka. Jedyne co słyszała, to odgłosy badającego pracę serca, kardiogramu i cichy oddech różowowłosego, wciąż podtrzymywany za pomocą aparatu tlenowego. Klatka piersiowa unosiła się spokojnie w górę i w dół, dając do zrozumienia że nic mu nie grozi. Dziewczyna przeciągnęła się, równocześnie ziewając. Sięgnęła po telefon, sprawdzając widniejącą na wyświetlaczu godzinę - wskazywała 13:27. Na szczęście była sobota, więc nie musiała iść do szkoły, nie dałaby rady wiedząc w jakim stanie jest Natsu. Przed swoimi oczyma wciąż miała obraz wczorajszej sytuacji. Nieprzytomny Dragneel, mnóstwo krwi, wciąż pogarszający się stan - to wszystko stało się tak nagle. Zerknęła na dłonie, upaćkane w szkarłatnej cieczy. Wypuściła powoli powietrze, kierując się w stronę łazienki. Spojrzała w swoje mizerne odbicie - podkrążone oczy, zaczerwienione od płaczu oraz rozmierzwione włosy. Tyle razy tłumaczył jej, że może dojść do takiej sytuacji, jednak gdzieś w głębi wierzyła, że to się nie stanie. Dlaczego ten świat musi być taki okrutny? 
Powolnym krokiem wróciła do sali, z powrotem siadając przy ukochanym. Jego powieki drżały, po chwili mocno je zacisnął, by ukazać zielone tęczówki. Mimowolnie na usta Heartfilii wpłynął szeroki uśmiech, oświetlający smutną dotąd twarz. Na początku wzrok Salamandra był nieprzytomny, wpatrujący się w czarną przestrzeń jaką dotychczas widział, przez te kilkanaście godzin. Dopiero po paru sekundach wbił czarne źrenice w posturę partnerki.
- Dzień dobry. - Przywitała go uśmiechem, przysuwając krzesło bliżej łóżka. Widziała jak chciał coś powiedzieć, jednak aparat tlenowy zagłuszał wszystkie dźwięki. Delikatnie zsunął sprzęt z ust, sam nabierając powietrza do płuc. 
- Hej, Luce. - Głos miał słaby, ochrypnięty i ledwo słyszalny. Ale mówił do niej, żył.
- Już wszystko dobrze. Gray pomógł mi ze wszystkim, naprawdę dobry z niego przyjaciel. - Wyszeptała gładząc widoczną kość policzkową chłopaka, opuszkami palców muskając zarysowaną szczękę. Wygiął kąciki ust do góry, starając się o ten delikatny uśmiech. Przyłożył swoją - już cieplejszą - dłoń do jej, starając się spokojnie i głęboko oddychać. 
- Teraz mam u niego dług. - Zażartował wydając z siebie niemal niesłyszalny odgłos krótkiego śmiechu. Ten widok nadal sprawiał jej ból. Ten słaby, praktycznie niezdolny się poruszać przed nią chłopak to naprawdę Natsu? - Poczekaj, pójdę po lekarza. Lepiej to załóż. - Zasłoniła jego usta maską tlenową, składając na, wracającym do normalnej temperatury, czole delikatny jak piórko pocałunek. Wyszła na korytarz zatrzymując jedną z przechodzący pielęgniarek. Zapytała o lekarza, więc kobieta potwierdziła iż przyprowadzi mężczyznę, do wskazanego pokoju. 
- Matko boska, Natsu co ty wyrabiasz?! - Podbiegła do Dragneela widząc jak nieudolnie próbuje usiąść. W ostatniej chwili złapała kroplówkę, która o mało co nie upadła na ziemię, przez naciągnięcie rurki łączącej jej z Salamandrem. 
- Chciałem tylko usiąść i poprawić to. - Wystękał, czując jak blondynka jednym ramieniem obejmuje jego obandażowaną klatkę piersiową, a drugą ręką poprawia maskę tlenową, która przez to wszystko wisiała luźno na szyi. Poprawiła łóżko, tak by mógł pozostać w pozie siedzącej i ostrożnie oparła ukochanego o poduszkę. 
- Nigdy więcej tak nie rób. - Skarciła chłopaka, słysząc jak lekarz wchodzi do sali.
- Witam wśród żywych, panie Dragneel. Sprawdzimy jak się panu poprawiło. - Sprawdził odczyty z kardiogramu, które okazały się prawidłowe. Za pomocą stetoskopu przesłuchał klatkę piersiową chłopaka, karząc nabierać mu głębokie oddechy i powoli wypuszczać powietrze. - No dobrze. To możemy chwilowo zdjąć, ale na wszelki wypadek zostawimy tuż obok pana. Gdyby coś się działo, jakieś trudności z oddychaniem, proszę zawołać pielęgniarkę tamtym przyciskiem. - Oznajmił wskazując na czerwony guziczek przy łóżku. Zdjął aparat tlenowy od pacjenta, kładąc na brzegu poduszki. - Myślę, że przez jakieś parę dni, odpowiednio będzie zakładać maskę na czas snu. Nie może się pan przemęczać, najlepiej będzie leżeć w łóżku, więc zostanie pan tutaj z nami. Nie będę owijał w bawełnę, pana stan jest ciężki, ale stabilny. Przy tylu poważnych ranach, jeden błąd i możemy pana nie odratować. - Lucy słysząc to poczuła dreszcze przechodzące po całym ciele, a jej źrenice zmniejszyły swój rozmiar ze trzy razy. Jej największe koszmary zaczynają śnić się na jawie. Zacisnęła dłonie na spódniczce, wpatrując się w rękę Dragneela, której dotykiem próbował dodać jej otuchy. Podniosła wzrok na wymęczoną twarz różowowłosego.
- Będzie dobrze. - Zapewnił ją, powstrzymując się przed kłótnią z doktorem. Chociaż Makarov i tak kazał wziąć mu wolne, z powodu tego wszystkiego. Jednak nie zmienia to faktu, że nienawidzi czuć się taki bezsilny. Ale nie zmieni prawdy, teraz jest osłabiony i jeśli nie odpocznie będzie jeszcze gorzej. Musiał zachować się jak dorosły, odpowiedzialny człowiek.
- Przez jakiś czas będzie pan przyjmował kroplówkę, bo jest pan silnie osłabiony. No cóż, to chyba wszystko na tę chwilę. Proszę odpoczywać, a za jakieś trzy godziny przyjdzie pielęgniarka zmienić opatrunki. Do widzenia. - Pożegnał się, opuszczając salę.
- Do widzenia. - Odparł Salamander, opadając zmęczony na poduszki. - Miałem nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała oglądać mnie w takim stanie. - Wyszeptał zakrywając oczy powiekami. Kaszlnął kilka razy, wciągając powietrze do płuc. Już dawno nie czuł się taki słaby, ale dlaczego akurat teraz?  W momencie, kiedy on w końcu się pojawił. 
- Natsu, którego poznałam jest człowiekiem. A życie takiej istoty jest naprawdę kruche. - Złapała go za dłoń, gładząc kciukiem długie palce. Obolały przechylił się w jej stronę, składając na ustach delikatny aczkolwiek metaliczny pocałunek. - Na razie musisz odpoczywać, więc proszę słuchaj zaleceń lekarza. Wtedy wrócisz do domu szybciej niż myślisz. 
- Ale będziesz sama jeśli tu zostanę. - Zaprotestował próbując podnieść ochrypły głos, co nie było mu dane. Czasem mimo swojej inteligencji, był naprawdę głupi. 
- Dam sobie radę. Będę przychodzić do ciebie codziennie. - Zapewniła chłopaka. - Przynieść ci coś? Książkę? 
- Wolałbym laptopa, muszę parę spraw posprawdzać.
- Natsu proszę cię, nie stresuj się pracą. Odpoczynek jest teraz najważniejszy. - Błagała. 
- Uspokój się. Przecież będę tylko szukał informacji, i muszę wypełnić dokumenty odnośnie poprzedniego zlecenia. Nic mi się nie stanie jak będę przeszukiwał internet. - Jednak nie chciała, żeby w ogóle myślał teraz o pracy. Powinien całkowicie wypocząć, ale już nie chciała się z nim kłócić. Policzyła w głowie do dziesięciu, wracając do rozmowy.
- Dobrze, przyniosę ci tego laptopa. Prześpij się jeszcze, jesteś zmęczony. A ja pójdę po coś do jedzenia. Bo w końcu nie zjedliśmy kolacji. - Zażartowała biorąc torebkę do ręki.
- Smacznego. - Powiedział z góry, wymuszając blady uśmiech. Chciało mu się spać, był obolały i wściekły na siebie. Zamknął oczy, próbując się odprężyć i odpocząć, tak jak zalecił mu lekarz. Heartfilia podeszła do niego, muskając jego, odzyskujące dawne ciepło wargi, po czym założyła na nie aparat tlenowy. Żałowała, że będą musieli być rozdzieleni przez co najmniej tydzień, jednak zdrowie Natsu było dla niej najważniejsze.

♦  ♦  ♦

Bar "Galuna", Tokio


Białowłosa kelnerka szła z zamówieniem, które zawierało dwie kawy, do stolika numer 14. Na ustach miała słodki i miły uśmiech, a wszystkie ruchy jakie wykonywała były niezwykle zwinne i zmysłowe. Posłała porozumiewawcze spojrzenie w stronę wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna, który stał oparty o jedną ze ścian - czytając gazetę. 
- Oto pańskie zamówienie. - Oznajmiła kładąc napój przed mężczyzną. Szybkim ruchem zabrała coś niezbędnego, niezauważalnie niemal jak kot. Jednak wciąż ślicznie się uśmiechała, to była doskonała gra aktorska. Odłożyła tackę na miejsce, poprawiając spływające białymi falami, na ramiona i plecy, długie włosy. Była już gotowa na kolejny krok. Kiedy zobaczyła, że cel wstaje wzięła ze sobą jakąś szklankę z piciem, udając że niesie ją do jednego ze stolików. 
- Bardzo pana przepraszam! - Krzyknęła "przypadkowo" wpadając na niego z zamówieniem, tym samym brudząc cały garnitur. 
- Uważaj jak chodzisz! - Skarcił ją, pozwalając aby wytarła zabrudzone ubranie. Tym samym pozbawiła go ważnych dokumentów i telefonu, tak zwinnie że nawet nie poczuł. Kończąc wycieranie, jeszcze raz przeprosiła wracając na miejsce. 
- Jest twój. - Rozkazała przechodząc obok Laxusa. Blondyn uśmiechnął się szyderczo, wychodząc z baru parę sekund po owym mężczyźnie. 
- Kim jesteś? - Zapytał widząc jak Dreyar stoi, opierając się o maskę srebrnego samochodu. Jednak ten nic nie odpowiadając jedynie zaśmiał się pod nosem celując lufę pistoletu, tuż między oczy mężczyzny. Był to standardowy i najczęściej używany Desert Eagle, skonstruowany na nabój rewolwerowy .375 Magnum.  Pistolet jest dość długi i ciężki, co wiąże się nie tylko z jego sporymi rozmiarami, ale jest też kolejną cechą spowodowaną użyciem amunicji Magnum. Broń ta we wprawnych rękach jest bardzo celna, a silny rewolwerowy nabój, czyni ją bardzo skuteczną. Magazynek mieści 9 nabojów, faktycznie jednak w broni może znajdować się zawsze o jeden nabój więcej, gdyż pistolet ten nosi się zupełnie bezpiecznie z nabojem wprowadzonym do lufy. Bezpiecznik nastawny znajduje się po obu stronach zamka. Niczego więcej nie potrzebował do wyeliminowania tej jednej osoby. Nacisnął spust, widząc jak nabój doskonale i z precyzją przebija się przez głowę celu. Ciało upadło z hukiem na ziemię, zabarwiając ją czystym szkarłatem krwi. 
Kolejny bezwartościowy pionek, odparł z tej gry. Jeśli nie przestrzegasz tej jednej zasady jaka obowiązuje - jesteś skazany na śmierć. 
Myślę, że długość rozdziału jest dość przyzwoita. Chciałam podziękować Roszpunci, która mnie dopinguje i pomaga. Mam nadzieję, że rozdział się podoba (mnie tak średnio, uważam że mógłby być ciekawszy). Dość szybko go dodałam, nie sądzicie?

10 komentarzy:

  1. Wow :o szybciutko :D Mi tam to odpowiada, bo jest to mój ulubiony blog o NaLu. Ta scena w szpitalu była urocza <3 Rozpływam się. Nic dodać nic ująć c;
    Czekam na next'a ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo szybko wstawiłas rozdział! Wszystko świetnie się zapowiada... Nie mogę się doczekać aż akcja się rozwinie!
    Liczę że niedługo pojawi się Levi i Gajeel. Miłość kwitnie!
    Nie mogę się doczekać d.c.

    OdpowiedzUsuń
  3. O boże ,o boże ,o boże !

    Nie no ja Cię kocham <3 Piszesz genialnie ale cóż zawsze tak było jest i będzie !

    Ty zawsze na każdym blogu musisz zrobić coś Natsu prawda ?? :D
    Ja tylko czekam kiedy to Lucy tam wstąpi bo musi ! Nie wyobrażam sobie Fairy Tail bez lucy :D I wgl czemu on mówi do niej Luce bo jeszcze tego nie odkryłam hihihi <3
    Dobra To koniec kom. ponieważ nic więcej nie mogę napisać oprócz tego ,że kolejny zaaaajebiaszczy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieto!
    Na zawał prawie padłam!
    Borze, nie strasz mnie śmiercią Natsu. :-: Wiesz jak mi serce biło?! jak się bałam?! Tyś wredna kobieta jest. :-:
    Przez praktycznie cały rozdział wstrzymywałam oddech. Przydałby mi się zestaw małego nurka, by pamiętać o powietrzu...
    Oprócz tego przegrałam~!
    Nie byłam w pierwszej trójce~!
    Och, wybacz za mą zwłokę~!
    To się nie powtórzy już nigdy więcej, obiecuję~!
    Inaczej możesz mnie skrócić o głowę. :-:
    Ślę wenę~!

    OdpowiedzUsuń
  5. iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiippppppppppppp!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! W końcu pojawił się Laxus. :D Nie wiem czemu, ale nie mogłam się doczekać aż coś o nim napiszesz. I jeszcze ta akcja z nogą. Po prostu zajebisty rozdział. Co chwilę musiałam przerywać czytanie, żeby powiedzieć ,, o kuźwa, to jest genialne! '' Zabrakło mi słów, a to się u mnie nieczęsto zdarza. Dziewczyno, burzysz cały mój światopogląd. Jak ja będę teraz żyć? Przecież ja powinnam istnieć w rzeczywistości, którą opisujesz i pomagać Laxusowi zabijać ludzi...
    Życzę dużo, dużo weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne! Niesamowite! Wspaniałe! Czytam i czytam i wciąż chcę wiedzieć więcej! Rozdział bardzo ciekawy, tak jak poprzednie.
    Czekam już na kolejne i życzę duuużo weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hura!!! Pieję!!! Napisałaś wszystko, o czym rozmawiałyśmy!!! Arigato!!! Jestem taka podekscytowana, że brałam udział w tworzeniu tego arcydzieła!!! Nie masz nawet pojęcia, jak mi się podobało ♥♥♥. Ale, ale, muszę coś więcej dodać, bo ja z natury gaduła jestem :). To tak. Po kolei. Podoba mi się stanowczy Makarov, przebiegła Mira i zdecydowany Laxus. O Boże, Laxus się pojawił ♥♥♥. Nareszcie!!! Robi się coraz ciekawiej Słoneczko :D. A rozdział to totalna perełka. Długi, ciekawy i jak zawsze świetnie napisany. Na cześć NatsuSalamnder: hip, hip, hura!!! Hip, hip, hura!!! Hip, hip, hura, hura, hura!!! Czekam na ciąg dalszy :D.

    OdpowiedzUsuń
  8. To żeś zaszalała.... ciągiem czytnęłam dwa rozdziały i jestem zachwycona. Ta "gra" mnie wciąga :DDD
    Co tu dużo pisać, pomysł na to opowiadanie miałaś epicki. Naprawdę nie tego się spodziewałam bo tytule bloga, myślałam, że tu będzie... no wiesz, co nazwa sama wskazuje :P Ale nie mogę wyjść z zachwytu. Wszystko opisujesz tak dokładnie, poprawnie, tak ciekawie... Fajnie też, że powoli pojawiają się nowe postacie. I mój Desert Eagle <3 Czysta rozkosz dla mnie - jestem czepnięta, ale jednym z moich marzeń jest możliwość postrzelania z tej broni :P Co prawda ja osobiście preferuje nabój .05AE, ale i tak z magnumem ta spluwa ma niezłego kopa - jak to mawiają, to broń dla prawdziwych mężczyzn :3 Ponoć jak strzelisz w nocy to się na moment jasno jak w dzień robi xD ... Dobra, dosyć o Desercie :P
    Rozdziały robią się coraz ciekawsze i wszystko rozgrywasz tak, że aż chce się więcej. Bardzo jestem ciekawa jak potoczy się ta historia, nie każ mi długo czekać :D Bo teraz już wiem, zdecydowanie, ten blog zalicza się do mojej topki ulubionych ^.^

    OdpowiedzUsuń
  9. No... Tak myślałam, że przez tę nogę będą problemy >.> .... Jednak na szczęście Gray to świetny przyjaciel, a Lucy to mądra dziewczyna i wszystko gładko poszło. Natsu jest tak uparty jak osioł, że na miejscu Lucy, to bym go przywiązała do łóżka.
    + Macarov na szczęście pozostał w większości taki, jakiego go dobrze znam. Uf... kamień z serca. Naprawdę go uwielbiam takiego i chociaż on ma jakiś wpływ na tego upartego durnia... Ciekawe co to za typ "powrócił"?

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawno nie czytałam, a są ferie i jakoś miałam ochotę teraz troszkę nadrobić. Nie wiem, czy będę każdy rozdział komentowała, ale co jakiś czas na pewno będę to robić. Ogólnie rozdział nawet fajny. Bardzo dobre sceny jak Lucy próbuje uratować swojego smoczka. Nic wielkiego się w rozdziale niby nie działo, ale końcóweczka bardzo fajnie zapowiada ciąg dalszy ;) W oczy rzuciło mi się parę błędów, ale każdy je robi, a nie były jakieś strasznie rażące ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń