21 września 2014, Firma Kageyoshi, Tokio
Spokojny oddech wczuwający się w świst ciężkiego powietrza, dopasowujący się do innych ludzi. Wytężony słuch, próbujący wychwycić słowo, ruch - każdy najmniejszy dźwięk. Napięte mięśnie, gotowe w każdym momencie na gwałtowny ruch. I w końcu przyspieszone krążenie krwi wraz z biciem serca - gotowe na czekające ich emocje. Lekkim ruchem ręki posłał w głąb korytarza jeden z dwóch zapalających granatów AN-M14. Oparł głowę o ścianę odliczając w myślach trzydzieści sekund. Może i był ciężki, z jego zapłon dość wolny, jednak dla zobaczenia jak metal, ludzie i inne przedmioty w zasięgu jego promieniu spalają się, podczas gdy termit osiąga około 2200 stopni celcjusza. Gdyby tylko miał czas skonstruowałby coś własnego, ale po tylu zrzędzeniach pana "mogę mieć każdą" przyznał mu rację, w tym że jego rany są dość poważne.
- Trzy, dwa, jeden. - Podczas ostatniego słowa poczuł jak gorące powietrze cudem unika jego twarzy, gdyby nie stał za boczną ścianą z pewnością skończyłby jak inni. Że też ludzie są na tyle głupi by sprawdzać co potoczyło im się pod nogi, zamiast uciekać. To go właśnie bawiło, głupota i ciekawość - ten pierwszy stopień prowadzący do śmierci i piekła. Wyjął z kabury, naładowany już do pełna, pistolet ruszając przed siebie. Grayowi pozostawił uwolnienie "żywego towaru", a sam zdecydował zabić sprawce. Przebita noga utrudniała mu bieganie, jednak nie miał czasu na takie zmartwienia. Kopnięciem otworzył drzwi, nie znajdując celu.
Hej Lucy pamiętasz jak mówiłem ci o ryzyku związanym z tą pracą?
Cudem uniknął strzału jednego z ochroniarzy, sam pociągając za spust. Nabój przeciął przeciążone żarem powietrze trafiając wprost w środek klatki piersiowej. Znów biegł przed siebie, podcinając nogi drugiemu z przeciwników i nim ten zdążył zadać mu ranę w jego czaszce powstała krwawa dziura.
Chcę żebyś wiedziała, że może nadejść dzień, kiedy nie wrócę do ciebie.
Wszedł do bogato wystrojonego biura z najnowszymi sprzętami, wyposażeniem i wystrojem. Tak jak się tego spodziewał na swoim miejscu dyrektora siedziała jego zapłata. Jednakże spokój z jakim spojrzał na różowowłosego był zaskakujący.
Nie wrócę jutro, pojutrze czy w jakiś inny dzień. Nie wrócę już nigdy.
Zacisnął mocniej broń, napinając wszystkie mięśnie. Zrobił pewny krok do przodu nie spuszczając wzroku z sprawcy, a równocześnie obserwując otaczającą go przestrzeń.
- Ile mam ci zapłacić? Przebiję cenę za jaką masz mnie zabić. - Gardził takimi szumowinami. Nie chodziło mu jedynie o pieniądze, może i wybierał tylko wysoko płatne prace. Może wydawał się człowiekiem bez serca i uczuć. Nie. On dokładnie taki był, ale coś podpowiadało mu, aby nie przyjmował jego propozycji. To była ta cecha, dzięki której jeszcze żył - duma.
- Twoja oferta mnie nie obchodzi. - Warknął celnym strzałem pozbawiając życia człowieka. Nie czuł się winny, smutny - nie czuł zupełnie nic podczas zabijania. Robił to bez uczuciowo, raz szybko, raz wolno, zależy w jaki sposób miał ochotę. Wypuścił powoli powietrze z ust, opuszczając rękę wzdłuż ciała. Wciąż jest za słaby, zbyt łatwo daje się zranić. Musi być jeszcze lepszy, szybszy i bardziej bezwzględny - tylko wtedy będzie w stanie dosięgnąć swój cel.
♦
- Hej i jak ci idzie? Wszyscy? - Zapytał spokojnym krokiem podchodząc do Fullbustera, który mimo iż był w lepszym stanie od niego, nie wyglądał zbyt dobrze.
- Już prawie koniec. Cały budynek zaczyna się walić więc zostało nam z pięć minut.
Poinformował kompana przeczesując dłonią kruczoczarne włosy. Krew plamiąca ich skóry dodawał w pewnym sensie uroku, dojrzałym i męskim rysom twarzy - szkarłatna zupełnie jak włosy pewnej kobiety, która na jednym z niedaleko położnych budynków, wygodnie rozłożyła się trzymając palec na spuście Barret M82A1, znanego również jako "Light Fifty". Karabin snajperski działający na zasadzie krótkiego odrzutu zamka. Broń strzela amerykańskim nabojem wielkokalibrowym, zasilanie odbywa się z dwurzędowego magazynka pudełkowego mieszczącego 10 naboi. Zastosowano w nim lufę samonośną, podłużnie żłobioną. Barret M82A1 posiada dwójnóg zamontowany do metalowej osłony lufy oraz rączkę transportową. Zastosowano w broni uniwersalną szynę montażową ułatwiającą montaż lunety. Karabin posiada również mechaniczne przyrządy celownicze. Zalety Barreta M82 to bardzo dobra celność, duża energia kinetyczna pocisku oraz niezła szybkostrzelność. Posiadał też wady, którymi było stosunkowo duża masa, spore wymiary oraz duża siła potrzebna do przeładowania broni. Jednakże siła nie była tu żadnym problemem dla tej dziewczyny. Jej oddech był miarowy, a ogromne piersi przyciśnięte do twardego podłoża. Czarna, skórzana kurtka przyciągała gorące promienie słońca, a krótka, biała bluzka odsłaniała płaski brzuch, równocześnie doskonale eksponując dekolt. Ciemnoczerwone włosy spływały falami na jej plecy, zasłaniając luźniejszymi kosmykami czarne, krótkie spodenki. Wygięła kąciki ust ku górze, okrywając jedną z brązowych tęczówek powieką. Na celowniku miała jednego z ochroniarzy, który z ukrycia celował w jej czarnowłosego znajomego. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pozwoliła by ciężki nabój przeszył jego szyję z charakterystycznym odgłosem i rozpryskującą się krwią.
- No proszę proszę, trafiło lepiej niż myślałam. - Pochwaliła samą siebie podnosząc się do siadu. Przejechała wskazującym palcem po zaróżowionych wargach, na których wciąż gościł zmysłowy i seksowny uśmiech. - No chłopcy. Została wam tylko minuta, chyba nie chcecie się aż za nadto się rozerwać. - Wymruczała czując jak szkarłat włosów przysłania jej jedno oko. Lubiła obserwować ludzi z góry, czuła się wtedy jak królowa wymierzająca każdy ruch swoich pionków. Będziesz żyć czy umrzesz? Teraz decydowała o tym ona, i to jej się podobało.
- Już prawie koniec. Cały budynek zaczyna się walić więc zostało nam z pięć minut.
Poinformował kompana przeczesując dłonią kruczoczarne włosy. Krew plamiąca ich skóry dodawał w pewnym sensie uroku, dojrzałym i męskim rysom twarzy - szkarłatna zupełnie jak włosy pewnej kobiety, która na jednym z niedaleko położnych budynków, wygodnie rozłożyła się trzymając palec na spuście Barret M82A1, znanego również jako "Light Fifty". Karabin snajperski działający na zasadzie krótkiego odrzutu zamka. Broń strzela amerykańskim nabojem wielkokalibrowym, zasilanie odbywa się z dwurzędowego magazynka pudełkowego mieszczącego 10 naboi. Zastosowano w nim lufę samonośną, podłużnie żłobioną. Barret M82A1 posiada dwójnóg zamontowany do metalowej osłony lufy oraz rączkę transportową. Zastosowano w broni uniwersalną szynę montażową ułatwiającą montaż lunety. Karabin posiada również mechaniczne przyrządy celownicze. Zalety Barreta M82 to bardzo dobra celność, duża energia kinetyczna pocisku oraz niezła szybkostrzelność. Posiadał też wady, którymi było stosunkowo duża masa, spore wymiary oraz duża siła potrzebna do przeładowania broni. Jednakże siła nie była tu żadnym problemem dla tej dziewczyny. Jej oddech był miarowy, a ogromne piersi przyciśnięte do twardego podłoża. Czarna, skórzana kurtka przyciągała gorące promienie słońca, a krótka, biała bluzka odsłaniała płaski brzuch, równocześnie doskonale eksponując dekolt. Ciemnoczerwone włosy spływały falami na jej plecy, zasłaniając luźniejszymi kosmykami czarne, krótkie spodenki. Wygięła kąciki ust ku górze, okrywając jedną z brązowych tęczówek powieką. Na celowniku miała jednego z ochroniarzy, który z ukrycia celował w jej czarnowłosego znajomego. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pozwoliła by ciężki nabój przeszył jego szyję z charakterystycznym odgłosem i rozpryskującą się krwią.
- No proszę proszę, trafiło lepiej niż myślałam. - Pochwaliła samą siebie podnosząc się do siadu. Przejechała wskazującym palcem po zaróżowionych wargach, na których wciąż gościł zmysłowy i seksowny uśmiech. - No chłopcy. Została wam tylko minuta, chyba nie chcecie się aż za nadto się rozerwać. - Wymruczała czując jak szkarłat włosów przysłania jej jedno oko. Lubiła obserwować ludzi z góry, czuła się wtedy jak królowa wymierzająca każdy ruch swoich pionków. Będziesz żyć czy umrzesz? Teraz decydowała o tym ona, i to jej się podobało.
♦
- Zawsze jakieś bachory muszą komplikować. - Wściekał się Dragneel idąc w kierunku, na oko dziesięcioletniego, chłopca. Nigdy tego nie zrozumie, stoją i płaczą, jakby nie mogły się po prostu ruszyć i uciec. Powinien je tak zostawić, żeby pożałowało swojej głupoty. Nie miał na to pozwolenia, by zabijać kogoś z więźniów a nie uwierzyliby mu w "wypadek" przy pracy. Wypuścił powoli powietrze z ust kucając przy dziecku. - Dziwne, podobno zabijali takie małe dzieci jak ty. Dobra chodź ze mną. - Nawet nie starał się być miły.
- Ale tamten pan kazał mi tutaj zostać, żeby nikogo nie zabić. - Czegoś takiego jeszcze w życiu nie usłyszał od małolata. - Niech pan coś z tym zrobi. - Wyszeptał podnosząc koszulkę ukazując podstawowy ładunek wybuchowy, gdzie na elektronicznym liczniku wskazane było 00:10. - Ouuu. Bawią się ze mną dzisiaj. Rany, chyba na serio pokażę im jak porządnie coś rozsadzić. - Podsumował przecinając nożem taśmę, jaką przyklejona była broń do ciała dziecka. Potrzebne materiały na stworzenie bomby miał w bagażniku Gray'a. Nie miał czasu rozbroić ładunku, więc po prostu rzucił go gdzieś dalej, a biorąc chłopczyka na ręce pobiegł do przodu. Wiedział jedno, ta konstrukcja, jakość, wykonanie - były aż nazbyt podobnego do jego. Zmarszczył brwi, zaciskając mocno zęby. Więc postanowił wykonać swój ruch?
Dlatego Lucy bądź świadoma, że w pewnym momencie zniknę, a ty będziesz musiała wykonać wszystkie instrukcje jakie ci podałem, musisz znaleźć inne miejsce, zacząć nowe życie a co najważniejsze zapomnieć o mnie, w każdym możliwym sensie.
Za jego plecami rozbrzmiał ogromny wybuch, jedyne co zdążył zrobić to ochronić chłopca przed falą uderzeniową, która powaliła ich boleśnie na ziemię. Przeturlali się po brudnej ziemi, aż w końcu Dragneel uderzył plecami o betonową ścianę. Kaszlnął krwią, rozluźniając uścisk z jakim ochraniał dziecko. Mimo wszystko był jedynie człowiekiem, a to wszystko po prostu go wykończyło.
- Nic panu nie jest? - Zapytał chłopczyk podnosząc się z ziemi.
- Idź do reszty. - Wychrypiał nie ruszając się z miejsca. Kiedy dziecko odeszło, chłopak uśmiechnął się równocześnie chihotając, co przerodziło się w głośniejszy śmiech. Zakrył oczy dłonią, śmiejąc się jakby oglądał dobrą komedię. Z czego się cieszył? Dlaczego jego śmiech, mimo tego wszystkiego był taki beztroski? Przytrzymał przydługą grzywkę, odsłaniając całe czoło. Podziwiał niebo rozciągające się tuż nad nim. Ten nieskazitelny błękit był szpecony przez czarny jak smoła dym, który powoli zaczadzał jego płuca, zanieczyszczając oddech.
- Dzisiaj. Wrócę do domu. - Wyszeptał szczęśliwy, pozwalając sobie na odpoczynek. Przez cały czas doskonale wiedział, że szkarłatnowłosa dziewczyna wciąż ich obserwuje, by w każdym momencie móc pomóc. Również na jej usta wpłynął ciepły uśmiech, oznaczający szczęście ze zwycięstwa, a co bardziej przeżycie kolejnego dnia. Gray spokojnym krokiem podszedł do przyjaciela, już drugi raz dzisiaj widząc go w tak spokojnym stanie.
- Więc tym razem to ja muszę ci pomóc, co? - Zażartował podnosząc różowowłosego z ziemi. Dokładnie. Zawsze to on pomagał Fullbusterowi, czy jakiemukolwiek partnerowi. Ale ostatnie co powaliło go na ziemię, było niespodziewane i równie sprytne jak on.
Jego przeciwnik był prawie taki jak on.
Dlatego Lucy bądź świadoma, że w pewnym momencie zniknę, a ty będziesz musiała wykonać wszystkie instrukcje jakie ci podałem, musisz znaleźć inne miejsce, zacząć nowe życie a co najważniejsze zapomnieć o mnie, w każdym możliwym sensie.
Za jego plecami rozbrzmiał ogromny wybuch, jedyne co zdążył zrobić to ochronić chłopca przed falą uderzeniową, która powaliła ich boleśnie na ziemię. Przeturlali się po brudnej ziemi, aż w końcu Dragneel uderzył plecami o betonową ścianę. Kaszlnął krwią, rozluźniając uścisk z jakim ochraniał dziecko. Mimo wszystko był jedynie człowiekiem, a to wszystko po prostu go wykończyło.
- Nic panu nie jest? - Zapytał chłopczyk podnosząc się z ziemi.
- Idź do reszty. - Wychrypiał nie ruszając się z miejsca. Kiedy dziecko odeszło, chłopak uśmiechnął się równocześnie chihotając, co przerodziło się w głośniejszy śmiech. Zakrył oczy dłonią, śmiejąc się jakby oglądał dobrą komedię. Z czego się cieszył? Dlaczego jego śmiech, mimo tego wszystkiego był taki beztroski? Przytrzymał przydługą grzywkę, odsłaniając całe czoło. Podziwiał niebo rozciągające się tuż nad nim. Ten nieskazitelny błękit był szpecony przez czarny jak smoła dym, który powoli zaczadzał jego płuca, zanieczyszczając oddech.
- Dzisiaj. Wrócę do domu. - Wyszeptał szczęśliwy, pozwalając sobie na odpoczynek. Przez cały czas doskonale wiedział, że szkarłatnowłosa dziewczyna wciąż ich obserwuje, by w każdym momencie móc pomóc. Również na jej usta wpłynął ciepły uśmiech, oznaczający szczęście ze zwycięstwa, a co bardziej przeżycie kolejnego dnia. Gray spokojnym krokiem podszedł do przyjaciela, już drugi raz dzisiaj widząc go w tak spokojnym stanie.
- Więc tym razem to ja muszę ci pomóc, co? - Zażartował podnosząc różowowłosego z ziemi. Dokładnie. Zawsze to on pomagał Fullbusterowi, czy jakiemukolwiek partnerowi. Ale ostatnie co powaliło go na ziemię, było niespodziewane i równie sprytne jak on.
Jego przeciwnik był prawie taki jak on.
♦ ♦ ♦
- Lucy? Wiem, że może mnie nie kojarzysz, ale jestem przyjacielem Natsu. - To nie był jego głos, on wcale do niej nie zadzwonił. Znów czarne wizje opętały jej obłąkane myśli. Nie potrafiła powiedzieć ani słowa. A co jeśli on nie żyje? - Jestem Gray Fullbuster, mógł o mnie kiedyś wspominać, choć to do niego nie podobne. Nie masz się czego bać, on żyje. - Ciężki kamień cierpienia spadł z jej serca, uwalniając przyspieszony oddech. - Ale...
- Jest ranny, prawda? - Wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Chociaż już nie raz wracał do domu postrzelony, poharatany. Jednakże wciąż nie znosiła tego widoku.
- Były małe przeszkody w pracy. Przyjedź do szpitala Fuoka, bo z tego co wiemy nie ma żadnych krewnych tutaj, a no cóż. W szpitalu są upierdliwi i chcą porozmawiać z kimś bliskim.
- Mogę z nim porozmawiać?
- Odpoczywa, więc raczej ci nie odpowie. - Słyszała jak jego głos załamał się przy ostatnim słowie. Zacisnęła mocniej dłoń na komórce, przełykając gulę w gardle. Podczas panującej ciszy usłyszała stłumione pikanie kardiogramu. Nie zastanawiając się dłużej, ruszyła w wyznaczone miejsce.
♦ ♦ ♦
Szpital Fuoka, Tokio
Weszła do sali, gdzie zaprowadziła ją młoda pielęgniarka. Zobaczyła leżącego na łóżku Dragneela i siedzącego w ciszy czarnowłosego chłopaka. Był cały w zadrapaniach i bandażach, a jedną ręką podpierała trójkątna chusta. Nawet nie chciała zagłębiać się w to jak trudne było to zlecenie, skoro oboje tak skończyli. Niepewnym krokiem podeszła bliżej, wyciągając zgrabną dłoń ku brunetowi.
- Lucy Heartfilia, miło cię poznać. - Uśmiechnęła się ciepło. Ucieszył ją fakt, że mogła poznać jakiś znajomych Natsu. W sumie nie wiedziała o nim nic, a on o niej wszystko. Fullbuster lekko zdziwiony ujął rękę blondynki w powitalnym uścisku.
- Gray Fullbuster. Mi również. - Wymusił na swoich ustach delikatny uśmiech, całując jej zgrabną dłoń. Dziewczyna zwróciła wzrok na różowowłosego. Rzadko miała okazję popatrzeć jak śpi, i jak bezbronnie wówczas wygląda. Odłożyła torebkę na krzesło, czując delikatny dotyk na ramieniu. Odwróciła się napięcie, widząc lekko uchylone powieki Salamandra.
- Hej. - Wyszeptała kucając przy łóżku. Ujęła ciepłą dłoń chłopaka, muskając opuszkami palców przeciętą kość policzkową. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - Zaśmiał się niemal niesłyszalnie. Jego głos był zachrypnięty i słaby, ale przynajmniej go słyszała. - Nie zdążyłem po ciebie przyjechać.
- Nic się nie stało, chwilę pobyłam z dziewczynami.
- Hej Luce, nie bój się. Nic mi nie jest. - Uspokoił ją czując jak cała drży, a czekoladowe tęczówki szklą się od łez. Podniósł się na przedramionach, siadając. - Dzisiaj już wychodzę.
- Ale... - Przyłożył dłoń dziewczyny do swojej klatki piersiowej, gdzie wyczuwała bicie serca.
- Mówiłem, że zrobię wszystko żeby wrócić. Jestem tutaj, tak? Więc przestań płakać i uśmiechnij się szeroko. No już, zbieramy się. - Oznajmił stawiając nogi na chłodnej podłodze. Kątem oka dojrzał Graya trzymającego w rękach kule ortopedyczne. Zdziwiony zmierzył go wzrokiem. - Że niby po co mi to?
- Lekarz powiedział, że możesz się stąd wypisać, ale jeśli jak ostatni kretyn będziesz paradował bez żadnej pomocy. No co tu dużo mówić. Stracisz nogę. - Różowowłosy zabrał od niego kule, zupełnie nie wiedząc jak się nimi obsługiwać. Heartfilia podeszła do niebieskookiego pytając cicho.
- Naprawdę może stracić nogę?
- Nie. Ale, żeby do niego coś dotarło trzeba trochę przesadzić. - Odparł z szelmowskim uśmiechem, którym zazwyczaj oczarowywał damy.
- Odsuń się od tego kasanowy. - Westchnął Dragneel kończąc ubierać czystą koszulę, jaką przyniosła mu dziewczyna, wraz ze spodniami. Mężczyźni wymienili wrogie spojrzenia, jakby to była walka na wzrok. Blondynka wzięła swoją torebkę i szła tuż przy różowowłosym, żeby w razie czego mu pomóc.
- Widziałeś jak się cieszyła? - Zapytał Fullbuster wspominając wzrok szkarłatnowłosej.
- Wiesz, że ona lubi czuć się jak królowa gry. Ale ja nie zostanę jej pionkiem.
- Niby dlaczego? Skąd wiesz, że nim nie jesteś?
- Bo jestem królem gry. - Zaśmiał się.
Lucy słysząc tą rozmowę zupełnie nie wiedziała jak ma zareagować, więc po prostu siedziała cicho. Ale prawda była właśnie taka. Dla nich całe miasto było planszą do gry, mogli wybrać kto zginie kto przeżyje. Jednak te zasady dotyczyły także ich.
- Naprawdę może stracić nogę?
- Nie. Ale, żeby do niego coś dotarło trzeba trochę przesadzić. - Odparł z szelmowskim uśmiechem, którym zazwyczaj oczarowywał damy.
- Odsuń się od tego kasanowy. - Westchnął Dragneel kończąc ubierać czystą koszulę, jaką przyniosła mu dziewczyna, wraz ze spodniami. Mężczyźni wymienili wrogie spojrzenia, jakby to była walka na wzrok. Blondynka wzięła swoją torebkę i szła tuż przy różowowłosym, żeby w razie czego mu pomóc.
- Widziałeś jak się cieszyła? - Zapytał Fullbuster wspominając wzrok szkarłatnowłosej.
- Wiesz, że ona lubi czuć się jak królowa gry. Ale ja nie zostanę jej pionkiem.
- Niby dlaczego? Skąd wiesz, że nim nie jesteś?
- Bo jestem królem gry. - Zaśmiał się.
Lucy słysząc tą rozmowę zupełnie nie wiedziała jak ma zareagować, więc po prostu siedziała cicho. Ale prawda była właśnie taka. Dla nich całe miasto było planszą do gry, mogli wybrać kto zginie kto przeżyje. Jednak te zasady dotyczyły także ich.
♦ ♦ ♦
Brązowowłosa kobieta siedziała przy jednym ze stolików do gry w karty, gdzie na jej ustach wciąż gościł zmysłowy, tajemniczy i pewny siebie uśmiech. Wzięła do ust kolejny łyk Burbonu. Wręcz kochała tę pracę, w której robiła to co lubiła najbardziej. Dobrze, że bar w którym byli pozostała niemal pusta. Była ciekawa kiedy zacznie działać środek usypiający jaki dodała do drinka drugiego gracza.
- Mam pomysł. Jeśli ja wygram dostanę ciebie, jeśli ty wygrasz dostaniesz co chcesz.
Alberona zachichotała, zasłaniając usta kartami. Jednak nawet nie musiała nic odpowiadać, nim mężczyzna zasnął pod wpływem dodanego środku.
- Ja i tak dostanę co chcę. - Wyszeptała wyciągając z jego teczki odpowiednie papiery jakie były potrzebne szefowi. Duszkiem pozbyła się reszty alkoholu ze szklanki, wybierając się w stronę wyjścia. - Ten mężczyzna, zapłaci rachunek. - Powiadomiła z uśmiechem.
Przyznam wam się, że strasznie się boje, że to zepsułam. Pozostaje mi jedynie się modlić, żeby wam się choć trochę podobało. W zakładach jest "Ranga" gdzie dowiecie się o co chodzi w danej pracy. Postacie jeszcze nie są uzupełnione, tak samo jak cały czas pracuje nad szablonem. Z góry za wszystko przepraszam.
Ty? Zepsułaś?
OdpowiedzUsuńTY? I ZEPSUCIE?
Te dwa słowa nie pasuję. E-e.
Rozdział był cudowny~! Po prostu.. Brak słów.
Hm... Sama chciałabym mieć taką posadę jak Erza. Na dachu, za snajperką, eliminując swoich wrogów... Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba. ♥
To przerażenie Lucy... Na jej miejscu padłabym na zawał słysząc, że z telefonu mojego ukochanego mówi obcy mi człowiek... Aż mi serce szybciej zabiło, mimo iż wiedziałam, że go nie uśmiercisz. Za dobrze Cię znam~
Erza królowa, Natsu król, Cana pije - co jest normalne -, oszukuje - to też normale -, ale nie zabija. Mam nadzieję, że JESZCZE nie zabija... Hy, hy.
Dobra, to ja ślę wenę i spierdzielam dojadać jogurt i zadanie z polaka kończyć~
Jeju nie mogłam doczekać się kolejnego Twojego rozdziału. Piszesz bardzo dobrze i to mi się podoba. Dodatkowo NaLu ♥ Moim zdaniem niczego nie popsułaś, bo rozdział jest świetny. Jedynie do czego mogę się przyczepić to długość. Jest strasznie krótki:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny <3
Jeju Jeju jej! Nowy rozdział,który oczywiście super! Gray naprawdę przesadził z tą nogą,a ja na miejscu Lucy gdyby zamiast Natsu ktoś inny dzwonił to padłabym na zawał o.o Ale cóż dobrze się skończyło...Czeeekaaam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3 Weny :*
OdpowiedzUsuńPrzyznaję zepsułaś ten rozdział
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie dłuższy ... ja tu czytam a tu kurdę zaraz koniec. No miałam ochotę wyrzucić ekran przez okno!!!!
Ale rozdział tak naprawdę fajny, łezka się w oku kręciła przy scenie w szpitalu, a te opisy o zyciu w mieście, o zabijaniu ... świetne :) Gratuluję skradłaś mi serce, czekam na ciąg dalszy i oczywiście życzę weny!!!!
A i mam pytanie, masz oko w pasku facebooka, na lajkowanie, jak to wstawiłaś, ja próbuję od miesiąca i cały czas wyświetla mi, że nieaktywne, czy coś takiego :(
OdpowiedzUsuńZajebiste :D
OdpowiedzUsuńNieźle ich poharatali :)
Postanowione zapisuje ten blog blogerze!!!!!
Rozdział ekstra jak z resztą wszystkie ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ze zniecierpliwieniem ;D
Pozdrawiam Lucy&Zeref Company xD
O Boże, Boże, Boże!!! Wiem, nie powinnam w to mieszać Boga, ale inaczej nie potrafię wyrazić mojego zachwytu. Ale muszę opanować się, spiąć poślady i rozpocząć komentowanie na chłodno. Ale się nie da!!! Emocje tak we mnie buzują, że za chwilę wypłyną, jak magma z krateru!!! Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńJuż sam początek jest, jak zawsze kochana, genialny. Natsu człowiekiem bez uczuć??? Gdyby tak było, nie pokochałby Lucy i nie martwiłby się o nią. Dlatego też uważam, że potrafi po prostu oddzielić życie prywatne od zawodowego, a w tym drugim zdaje się na chłodną kalkulację, unosi honorem i robi swoje. Jest zabójcą, a tego się wymaga od tej profesji. I tyle.
No i pojawiła się moja Erzuchna!!! I to jako snajper!!! Fantastyczna Trójca znowu razem i do tego, jak zwykle, robi rozpierduchę :). To lubię, o tak!!! Współpraca przede wszystkim :). A trio Natsu, Gray & Erza, jest moim ulubionym :).
Biedny Natsu, znowu musiał trafić na trudny przypadek, w postaci małego chłopca z bombą przytroczoną do ciała. Ten to ma "szczęście". Najważniejsze, że mógł bez wybuchu pozbawić go tego ładunku. Ciekawi mnie jeden fakt. Kogo masz na myśli pisząc: "Więc postanowił wykonać swój ruch?" Zapewne dowiem się później, ale muszę być cierpliwa :). W każdym razie ten fragment był tak fantastycznie i realistycznie napisany, że miałam wrażenie, że znajduję się w tym miejscu razem z Natsu. I dodatkowo, przeżywam wspaniałe emocje. Aż poczułam wzrost stężenia adrenaliny we krwi. A ten kawałek o instrukcjach dla Lucy - gdyby nie miał uczuć, pozostawiłby ją samej sobie, bez jakichkolwiek wskazówek. Nie uwierzę, że on jej nie kocha, albo nie ma w sobie cieplejszej nuty!!! Nie uwierzę i już.
Ten telefon musiał być strasznym przeżyciem dla Lu. Nie wiem, co ja bym zrobiła, gdybym kiedyś otrzymała podobną wiadomość. Owszem, Natsu żyje, ale jak mniemam, jego stan pozostawia wiele do życzenia. I o to zawsze drży Heartfilia. A jej pojawienie się w szpitalu, poznanie Graya i rozmowa z Natsu - wszystko było świetnie zgrane i napisane zrozumiale, tak lekko, że aż przyjemnie się czyta ;). Gray casanovą - całkiem ciekawe spojrzenie na tego ekshibicjonistę :D. A jeśli chodzi o ostatnie zdania tego fragmentu, to powiem tak: całe nasze życie jest grą. Niektórzy, jak Natsu, Gray i Erza, po prostu wybrali pewne role i mają eliminować niepotrzebne ogniwa. Do tego zostali przeszkoleni i to jest ich sposób na życie. Adrenalina, emocje, szybkość, refleks - to pozwala przeżyć. Widocznie ta praca daje im niesamowitego kopa i satysfakcję, bo, jak napisałaś, traktują ją jak grę. Ciekawi mnie coś takiego:
"- Gdzie pracujesz?
- Nigdzie.
- Jak to nigdzie? Musisz zarabiać i pracować.
- Zapytaj, kim jestem?
- Dobrze. Kim jesteś?
- Płatnym zabójcą."
Gdy wyobraziłam sobie, że jedna z pierwszych rozmów Lucy i Natsu mogła właśnie tak wyglądać, zastanowiłam się, co ja bym zrobiła słysząc takie słowa??? Szczerze mówią, pojęcia nie mam!!! Ale myślę, że przez jakiś czas siedziałbym z rozdziawioną gębą :).
Epizod Cany w tym rozdziale był po prostu bezbłędny!!! Nie obraź się, ale uważam, że był najlepszy w całej notce. Krótki, treściwy i totalnie pasujący do niej ;). Zastanawia mnie tylko, czy jest sojuszniczką naszej Trójcy, czy wrogiem??? Ale myślę, że na to i inne pytania, dostanę odpowiedzi nieco później ;).
Jeśli chodzi o całokształt, jak zawsze wspaniale!!! Uwielbiam tą historię i już nie mogę się doczekać ciągu dalszego :). I powiem Ci, że wygląd bloga jest powalający, tym bardziej, że wykonałaś wszystko sam :). Winszuję!!! I cieplutko pozdrawiam :).
Dobra R jak pisalas na Hg ze umiesz pisac bardzo dlugie komenty to mie myslalam ze az tak. Jeju jestem pelna podziwu
UsuńPo prostu mrrrr boska scena akcji ,:D ta w szpitalu też chociaż czekam na więcej z NaLu :> Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga. Masz świetny styl pisania. Strasznie mnie zaciekawiłaś. Chodzę w kółko i zastanawia się, co ty mi tu znowu wymyślisz. Mało kiedy zdarza mi się to kiedy czytam blogi. Takie emocje są zarezerwowane wyłącznie dla bardzo dobrych książek. Burzysz mój poukładany światek. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Cholernie podoba mi się pomysł. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Yin
PS. Jakbyś miała trochę zbędnego czasu, to zapraszam na swojego bloga. http://smierc-to-nie-koniec.blogspot.com/
No nie mogę, naprawdę wkręciło mnie to. Jednak Gray jako kasanowa xD.... to po prostu powala mnie na łopatki i wzbudza we mnie salwe śmiechu. Gray , ty nawet nie posyłaj uśmieszków do Lucy, bo nic ci to nie da, ona jest tylko i jedynie Natsu <3. Jednak ciężko jej musi być, że dzień w dzień czeka na jego telefon, czując strach, że go nie będzie, albo zadzwoni ktoś i powie, że on nie żyje.
OdpowiedzUsuń+ Ciekawy był ten motyw jak działa się akcja, a w trakcie były fragmenty zdań Natsu, które kierował do Lucy. To budziło trochę strach, że zginie QwQ